I gdy po długiej, wielogodzinnej jeździe pośród równin łąk bladozielonych i malachitowych runi żytnich, zbliżaliśmy się do nieznanego, jak przyszłość kuszącego i tajemniczego miasta, gdy w tłumie nieznanych ludzi ujrzałam w białym blasku lamp oczekującego nas na peronie Księcia, zawołałam nagle:
— Julko, jaka ja będę szczęśliwa!
A ona objęła mię ręką, wolną od dźwiganej już walizy, pocałowała szybko — i cicho, tajemniczo prawie powiedziała:
— To nie jest szczęście, Alu, — to nie jest szczęście...
Pociąg zatrzymał się z gwizdem sygnałów i łoskotem. Prawie jednocześnie ujrzałam tuż przy sobie Księcia. Pierwszym porywem wiedziona chciałam rzucić się do niego, wyciągnąć obie ręce — lecz zesztywniałam nagle, skrępowana większym od radości zawstydzeniem.
W tym momencie, gdy w oczy jego spojrzałam, przypomniał mi się tak wyraźnie, że wprost fizycznie, czar niewypowiedziany tej nocy jedynej, nocy wyznania i pożegnania. Na piersi spadła mi duszność i słodycz nieogarniona. Ze spuszczonemi oczyma, z zasłoną rumieńców na twarzy, wyrzekłam gorącemi wargami:
— Dobry wieczór panu...
Za ręce prowadził mię przez cień wagonu i za innemi pomógł zejść ze stopni.
Przed dworcem rozdzieliliśmy się. Moi towarzy-