Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Odźwierny poszedł otworzyć.
Gilbert zatrzymał się, chcąc zobaczyć kto przyszedł.
Była to kobieta w sędziwym wieku, czysto lecz biednie ubrana, w białym perkalowym czepeczku na głowie.
— Idę do pani Rollin — rzekła do odźwiernego.
— Dobrze... dobrze! — odrzekł — jestem powiadomiony, możesz iść pani.
Przybyła weszła w dziedziniec.
Spostrzegłszy Gilberta, ukłoniła się i szła dalej.
— Kto jest ta kobieta? — zapytał mąż Henryki.
— Uboga, której pani pozwoliła przychodzić tu co Piątek. Jest to bardzo zacna istota jak się zdaje i godna politowania. Pani Rollin udziela jej jałmużnę. Ma to być wdowa po gwardziście zabitym podczas oblężenia Paryża w 1870 roku.
Gilbert drgnął. Wyrazy te oddziałały nań jak iskra elektryczna.
— Czy nie wiesz, jak się nazywa ta kobieta? — pytał zaniepokojony.
— Wiem, panie. Gdy miała przyjść tu po raz pierwszy, pani przysłała mi jej nazwisko napisane na karteczce, z poleceniem ażebym jej wejść dozwolił.
— Zatem, jej nazwisko?
— Joanna Rivat.
Krople zimnego potu wystąpiły na czoło Gilberta, zbladł tak widocznie, że odźwierny, spojrzawszy nań, z trwogą zawołał:
[ 132 ] — Ach! pan jest chory. Panu słabo zrobiło się w tej chwili, przywołam kamerdynera.
Rollin usiłował zapanować nad sobą.
— Nie!... nie! odrzekł nie wołaj nikogo. Jestem trochę cierpiący w rzeczy samej. Migrena, ale to przejdzie.
— Lepiej byłoby może, aby pan z domu nie wychodził?
— Przeciwnie! potrzebuję świeżego powietrza.
I wyszedł.
Znalazłszy się na ulicy, przeszedł kilka kroków, ale wzruszenie tak obezwładniło mu nogi, że zmuszonym był wesprzeć się o ścianę poblizkiego domu. Mózg miał zamącony, władze myślenia działać przestały.
Owa niemoc wszelako tak fizyczna jak i moralna, bardzo krótko trwała, odzyskał siłę ciała i intelligencyi.
Zaczął iść szybko i wszedł do ogrodu Luksemburskiego, gdzie znalazłszy kącik zacieniony, samotny, upadł na ławkę.
— Joanna Rivat! — wyszepnął, ocierając czoło chustką. — Ta kobieta więc żyje?... Ona!... o której Duplat mi mówił, że umarła zagrzebana pod gruzami spalonego domu?... Miałżeby mnie ten łotr oszukać, lub sam został złudzonym?... Joanna Rivat... wdowa po gwardziście zabitym podczas oblężenia Paryża... Wszelka wątpliwość jest tu niemożebną... To ona! to ona!... Joanna Rivat przy Henryce... przy Maryi-Blance!... Lecz któż to wszystko przygotował... ułożył?... Jakiż traf djabelski zbliżył do siebie te obie kobiety po latach siedemnastu?
„Jestem zgubiony, jeśli Joanna odkryje, że Marya-Blanka jest jedną z jej córek ukradzionych przed siedemnastoma laty, jeśli Henryka się dowie, że ją oszukałem, i że w miejsce jej zmarłej córki, podłożyłem dziecko Joanny Rivat!... Henryka nie będzie miała dla mnie litości ani przebaczenia. Jest zdolną mnie zadenuncyować, porównać daty, sprowadzić sądowe śledztwo do tej piwnicy przy ulicy Servan, gdzie zakopałem ciało jej córki!... Jestem zgubiony!
Wyrazy zamarły na ustach nędznika, pochylił głowę, drżenie nerwowe, drżenie nieopisanej trwogi, wstrząsało jego ciałem.
[ 133 ] Zwolna, spokój spłynął w tę głowę rozgorączkowaną przerażeniem. Rozwaga możebną się stała. Myśl się rozjaśniła.
— Ach! czyliż i ja oszalałem? — zawołał, zrywając się nagle i przemierzając wielkimi krokami zacienione aleje ogrodu. — Niemam więc już siły do oparcia się uderzeniom ciosu? Miałżeby mój mózg do tego stopnia osłabnąć? Co się zrobiło z moją krwią zimną?... z moją stanowczością? Niezdołam nawet pokonać mych nerwów? Cofam się przestraszony jak dziecko przed urojonemi widmami!
— Czegóż mam się obawiać ze strony Joanny Rivat, której ukazanie się w pałacu tak mnie przeraziło?
Joanna nie zna, nie będzie znała nigdy złodzieja, który wykradł jej dzieci. Jest przekonaną, że one zginęły w pożarze. Zkad mogłaby przypuszczać, że Marya-Blanka jest jedną z jej córek? W jaki sposób przeniknąć by mogła tajemnicę podstawienia dziecka i związać przeszłość z teraźniejszością?
— Ha! jestem głupcem i wstydzę się sam siebie!-wołał dalej. Prosty traf zrządził spotkanie mej żony z Joanną, jaką niegdyś znała... Jest to uboga kobieta, Henryka więc kazała jej przychodzić po jałmużnę... Trzeba być pozbawionym rozumu, ażeby upatrywać w tem jakieś niebezpieczeństwo. Potrzeba mi jednak powiadomić się o dwóch szczegółach: W jaki sposób Joanna Rivat ocaloną została i czy Henryka zna historyę o jej dwojgu wykradzionych dzieciach?
Przez całą godzinę Gilbert przechadzał się pod drzewami ogrodu, rozmyślając, układając plany, jakie niezwłocznie wykonać postanowił.
Wróciwszy wcześniej niż zwykle do pałacu wszedł do jadalni.
Henryka z Blanką siedziały właśnie przy stole.
Mimo że Rollin nieraz i przez dni kilka nie ukazywał się wcale, nakrycie jego stało zawsze przygotowane.
— Będę dziś jadł z wami śniadanie — rzekł wchodząc. — I usiadł, nie uścisnąwszy Blanki, która powstawszy zbliżała się ku niemu.
Śniadania i obiady, w których brał udział były zawsze milczące i smutne.
[ 134 ] Oboje małżonkowie wymieniali natenczas zaledwie słów kilka pomiędzy sobą. Tym razem jednak, ów wspólnik Duplat’a, był rozmowniejszym niż zwykle. Miał on w tem swoje powody.
— Henryko — rzekł jeden z moich przyjaciół, wicehrabia de Grancey, szlachcic, przybyły z prowincyi, który ma zamiar osiedlić się w Paryżu, przyjdzie do mnie jutro z rana. Proszę cię, ażebyś mi pozwoliła przedstawić go sobie i zatrzymać na śniadaniu, a razem proszę o życzliwe dla niego przyjęcie z twej strony.
— Owszem — odparła pani Rollin-jeżeli pan de Grancey jest człowiekiem, który na to zasługuje...
— Jest to chłopiec z najlepszego towarzystwa, przed tawiciel jednej z najstarszych rodzin w Tourraine.
— Gdzie go poznałeś?
— Został mi przedstawionym na wyścigach. Jego majątek pozwala mu zadowalniać swoje upodobania. Posiada jedną z pierwszorzędnych stajni, a ponieważ słyszał o mojem doświadczeniu w przedmiocie chowu i trenowania koni, pragnie mnie prosić o rady w tem względzie.
— Przedstaw mi więc pana de Grancey. Na którą godzinę ma być przygotowane śniadanie?
— Jak zwykle.
— Zatem na dwunastą w południe?
— Tak, na dwunastą. Dziękuję ci za twoją dobrą wolę.
Tu rozmowa przerwaną została.
— Ale zaczął Gilbert po chwili, chciałbym się jeszcze o coś ciebie zapytać...
— O cóż takiego?
— Dziś rano miałaś odwiedziny?...
— Odwiedziny?
— Tak. Była tu u ciebie kobieta, którą spotkałem wychodząc.
— A! Joanna Rivat.
— Zapewne. To nazwisko obudziło we mnie wspomnienia... Jest że to wdowa po gwardziście Pawle Rivat z oddziału w którym ja byłem kapitanem w 1870 roku?
— Nie inaczej.
— Tak zubożała?...
[ 135 ] — Och! gdyby to tylko!... Przebyła ona straszne cierpienia! Los srodze ją prześladował, a niezasłużenie! Historya jej życia, to prawdziwie opłakane dzieje....
— Mówiono, przypominam sobie, że ona zginęła w pożarze domu, w którym zamieszkiwała?
— Cudem prawie ocalona została!
— Tak?
— Zraniona ciężko w głowę wybuchem granatu, poddana została operacyi, po której nastąpiło obłąkanie.
— Obłąkanie! — zawołał Gilbert.
— Tak, przepędziła lat siedemnaście w Przytułku dla waryatów, zkąd wyszła przed kilkoma tygodniami zupełnie wyleczona.
— Ach! nieszczęśliwa kobieta!
— Prawdziwie nieszczęśliwa!
— Z czegóż ona się utrzymuje? Z czego żyje?
— Za pomocą miłosiernego wstawiennictwa, otrzymała pozwolenie na sprzedaż drobnych pobożnych przedmiotów, przy drzwiach kościoła, a gdy poczciwi ludzie, kupując je u niej, składają jej często drobne naddatki pieniężne, nazwano ją: „Żebraczką z pod kościoła świętego Sulpicyusza“ mimo że nigdy o nic nie prosi. Tam ją to spotkałam przed miesiącem, będąc na nabożeństwie z Marya-Blanką.
— Ach! jakaż to zacna istota! — ozwało się dziewczę. — Odkąd poznałyśmy ją bliżej, możemy ją ocenić. Zresztą od pierwszego widzenia uczułam dziwną dla niej sympatję, a teraz mogę wyznać śmiało, że ją kocham.
Gilbertem wstrząsnęło drżenie.
— Zasługuje ona na to twoje przywiązanie — ozwała się Henryka. Była i jest dotąd tak nieszczęśliwą. Kochaj ją moje dziecię, nie będę o to zazdrosną.
— Słyszałem jednak — zaczął Gilbert — iż na dni kilka przed owym pożarem, urodziła dziecię...
— Nie jedno, lecz dwoje — odparła Henryka — dwie małe bliźniaczki.
— Cóż się z niemi stało? Czy żyją?
— Ukradziono je jej, niestety!
— Ukradziono? Gdzie, kiedy? — wołał Gilbert z mistrzowsko udanem zdumieniem.
[ 136 ] U niej... na chwilę przed tem, gdy ją wyniesiono bezprzytomną z gorejącego domu.
— To dziwne!... to prawie niedouwierzenia!...
— A jednak prawdziwe.
— Nikt nie wie naturalnie kto jest sprawcą tej — zbrodni?
— Przeciwnie, jest to wiadomem. Ów nędznik został widzianym... Joanna go zna!.. i ty go znasz także — dodała Henryka, patrząc w oczy mężowi.
Rollin drgnął pod badawczem spojrzeniem swej żony i spuścił wzrok ku ziemi. Ostatnie jej słowa zmroziły go do szpiku kości.
— Ja?... mam znać tego złodzieja, tego zbrodniarza? — wolał, udając osłupienie.
— Znasz go... i z blizka!
— Któż to jest?
— Twój dawny kolega sierżant z czasów wojny ten nędznik, który przychodził nam grozić podczas Kommuny.
— Serwacy Duplat?...
— On!... właśnie...
— Ten łotr był zdolnym do wszystkiego — odrzekł Gilbert z pogardą. — Ale czy ta wiadomość jest pewną?
— Powtarzam ci, że go widziano. Świadek, któremu słowu można bez wachania uwierzyć.
— Kto był tym świadkiem?
— Henryka postanowiła nie wspominać nigdy wobec męża nazwiska księdza d’Areynes, ponieważ ono wywoływało pomiędz niemi przykre gwałtowne sceny. Tem bardziej teraz po ostatniej bytności u swego kuzyna, wstrzymać się postanowiła.
Joanna Rivat niewymieniła mi tego nazwiska — odpowiedziała.
— To przypuszczenie wydaje mi się być głupiem, bezsensownem, niepodobnem do prawdy — zawołał Gilbert. — Jeżeli Duplat kiedykolwiek źle czynił, to wiódł go ku temu jakiś własny interes. Jakiż interes mógłby mieć w ukradzeniu tych dzieci? Widocznie żaden!
— Joanna Rivat wierzy w czyn nienawiści lub zem[ 137 ]sty — rzekła Henryka. Ten Duplat nienawidził jej męża i jej samej.
— To nie przyczyna! Nienawiść Duplat’a przeciw rodzicom, jeżeli kiedy istniała, (o czem niewiem) nie mogła go popchnąć do zbrodni bezpożytecznej. Dla czego nie przypuścić raczej, że ten człowiek mimo całego łotrostwa, uległ instynktowi ludzkości, ocalając córki Joanny Rivat od strasznej śmierci w płomieniach?
— Ta myśl przyszła mi właśnie i zakomunikowałam ją Joannie.
— Cóż odpowiedziała?
— Potrząsnęła głową przecząco. Nie wierzy w poczucia humanitarne u Duplat’a.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |