Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XVII

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 105 ]
XVII.

 Upłynął miesiąc, a Henryka wraz Blanką nie wyszły po za próg pałacu.
 Rekonwalescencya pani Rollin przeciągnęła się dłużej niż doktór przewidywał.
 Pomimo gorącego życzenia chorej, ażeby udać się mogła na nabożeństwo do kościoła świętego Sulpicyusza, a następnie odwiedzić księdza Raula przy ulicy Tournelles, zmuszoną była zastosować się do poleceń doktora Germain, wzbraniającego jej wyjścia na zewnątrz.
 Matka wraz z córką żyły smutne, osamotnione w owym wspaniałym zbytkownie urządzonym mieszkaniu, gdzie nikt do nich nie przychodził i gdzie nawet obecności księdza d’Areynes i Lucyana de Kernoël pozbawionemi zostały.
 Od czasu swego powrotu z Monte Carlo Gilbert dwa razy tylko ukazał się w pokojach swej żony, dla zachowania pozorów wobec służących. Zamieniwszy z nią kilka zdań banalnych, odszedł, nie uścisnąwszy nawet Maryi-Blanki.
 Obie kobiety cierpiały srodze skutkiem tej jego obojętności i tego opuszczenia.
 Nareszcie doktór zniósł zakaz wydany.
 Henryce wyjść było wolno, pod ścisłym jednak warunkiem, ażeby to wyjście nienaraziło jej na zbyteczną fatygę, ani wzruszenie. Pragnął obok tego ażeby rekonwalescentka szła pieszo, dla użycia ruchu umiarkowanego. Czyż potrzebujemy opisywać radość Maryi-Blanki wynikłą z tego pozwolenia? Młode to dziewczę tak było spragnionem świeżego powietrza i jakiej takiej rozrywki!
 Ułożono pomiędzy matką a córką, że nazajutrz udadzą się obie do kościoła świętego Sulpicyusza, a potem w odwiedziny do księdza d’Areynes.
 Z gorączkową niecierpliwością oczekiwała Marya-Blanka dnia tego, ponieważ spodziewała się otrzymać przy ulicy [ 106 ]Tournelle jaką wiadomość od Lucyana, a może nawet spotkać go tamże.
 W pałacu, u pani Rollin, podawano śniadanie o jedenastej, a obiadowano o siódmej wieczorem.
 Od kilku dni Henryka nie kazała sobie przynosić obiadów do swego pokoju, ale schodziła wraz z córką do jadalni.
 Po dziewiątej rano, wyszły obie pieszo z pałacu. Pani Rollin wspierała się na ręku Blanki szczęśliwej i dumnej, że matce służyć może za przewodniczkę.
 Nasza rekonwalescentka była jeszcze mocno osłabioną, szły obie zwolna, ponieważ dziewczę obawiało się zbytniego utrudzenia dla matki.
 Horyzont był czysty, bez chmur, słońce przyświecało pogodnie. Liczni przechodnie mijali się szybko, biegnąc w te i ową stronę, a tym sposobem tworząc ruch pełen życia, od którego odwykła Henryka.
 Joanna Rivat znajdowała się już od dwóch godzin w swoim małym kramiku, pod głównemi drzwiami kościoła.
 Urządzenie sklepu i umiejętne rozłożenie w nim towaru, przyciągało wchodzących dobrym gustem i elegancyą z jaką owe przedmioty rozmieszczonemi zostały.
 Wdowa Rivat po kilkakrotnie już ponawiała pierwotne kupno dokonane przez Rajmunda Schloss ponieważ sprzedaż szła żwawo.
 Siedząc na krzesełku, ofiarowywała wchodzącym do kościoła swoje pobożne drobiazgi, nie oznaczając ceny i nic za nie nie żądając, przyjmowała jednakże datki z łagodnym uśmiechem i spojrzeniem pełnym wdzięczności.
 Biedna kobieta szybko się starzała. Smutek podkopywał jej zdrowie i siły.
 Nadzieja odnalezienia dzieci, ta nadzieja, która ją jedynie przykuwała do życia, słabła i znikała z dniem każdym.
 W chwili, w której ta nadzieja istnieć by przestała, prosiła Boga, aby jej pozwolił połączyć się z mężem ukochanym, którego zgon zdawał się jej być tak świeżym, ponieważ te siedemnaście lat spędzonych w Przytułku w Blois, miały dla niej znaczenie jakiegoś snu minionego.
 Ach! z jakąż baczną uwagą wpatrywała się w młode dziewczęta będące w tymże samym wieku w jakim mogłyby się teraz znajdować jej córki.
[ 107 ] Jak zazdrościła szczęścia tym matkom, przy boku których wchodziły one do kościoła!
 Ileż łkań tłumiła przemocą, spoglądając na te piękne dziewicze oblicza!... Ile łez połykała w milczeniu, patrząc na owe matki rodzin przychodzące tu błagać o błogosławieństwo dla dzieci!
 Z rozpoczęciem się nabożeństwa, składała ręce i modliła się za swego zmarłego męża, za córki, które być może także umarły!...
 Cierpiała strasznie biedna Joanna wszak ani na chwilę nie wzburzała się, nie szemrała, jak to miało miejsce podczas jej bytności niegdyś u księdza d’Areynes. Z pochyloną głową oczekiwała zrezygnowana.
 Ksiądz Raul wraz z Rajmundem Schloss spostrzegli tę zmianę w nieszczęśliwej, a odgadując przyczyny, zachęcali biedną kobietę do cierpliwości, odwagi i nadziei, nie kryli jednak wobec siebie, że nadejdzie chwila, a blizka być może, gdzie z utratą ostatniej iskierki nadziei, opuszczą ją siły i życie!
 Henryka z Marya-Blanką zatrzymały się przed kościołem.
 — Wypocznijmy nieco rzekło dziewczę do matki — widzę, że jesteś mamo znużoną.
 Pani Rollin zdołała tylko odpowiedzieć twierdzącym poruszeniem głowy. Brak oddechu mówić jej niepozwolił.
 Blanka to spostrzegła.
 — Mamo! przywołam fiakra, wracajmy do pałacu! — zawołała żywo.
 — Nie! moje dziecię — odparła słabym głosem pani Rollin. — Wejdźmy do kościoła ażeby się pomodlić! Lecz na ulicę de Tournelles, pojedziemy fiakrem.
 — Mam mamo prośbę do ciebie — zaczęło dziewczę.
 — Jaką, ukochanie?
 — Chciałaby na pamiątkę twego uzdrowienia kupić medalik. Ksiądz Raul poświęciłby go, a wtedy włożywszy na szyję, nigdy bym się z nim już nie rozstała!
 — Dobrze, drogie dziecię — wyszepnęła Henryka z rozrzewnieniem. — Kup dwa medaliki! Ja będę nosiła jeden, a w dniu w którym mnie już nie będzie przy tobie, weźmiesz [ 108 ]go i zachowasz jako pamiątkę po matce, która cię kocha nad wszystko świecie!
 — Mamo! ach... mamo! — zawołało dziewczę, ocierając płynące łzy z oczu. — A powściągnąwszy się siłą woli, ażeby nie zasmucać matki:
 — Mamże kupić srebrne te medaliki? — zapytała.
 — Nie! kup złote. Jest tu w pobliżu sklep z tego rodzaju przedmiotami, przy ulicy świętego Sulpicyusza.
 — Nie potrzebujemy chodzić tak daleko — odpowiedziała Blanka wskazując ręką główne drzwi kościoła. Siedzi tam widzę przy wejściu sprzedająca. Znajdziemy to czego żądamy. Weź mnie mamo pod rękę i idźmy.
 Wsparta na ramieniu dziewczęcia, Henryka weszła po stopniach w głąb świątyni i zbliżyła się do kramu Joanny.
 Na widok wchodzących dwóch dam, wdowa podniosła się z krzesełka i utkwiła w nie badawcze spojrzenie.
 Drżenie nerwowe wstrząsnęło nią od stóp do głowy. Powiększone jej źrenice przybrały wyraz osłupienia, usta na wpół się otwarły, ręce przed siebie wyciągnęła.
 Henryka z Marya-Blanką zbliżały się zwolna zdumione tą nagłą zmianą fizyonomii sprzedającej i zatrzymały się przed kramem, gdy Joanna podchodząc ku Maryi-Blance jąkała przerywanym głosem:
 — Różo! ach... droga... kochana Różo!..
 Pani Rollin z córką przystanęły wylęknione.
 Całe zachowanie się Joanny i wyrazy przez nią wymówione, przekonywały je, że biedna kobieta była obłąkaną.
 Wdowa po Pawle Rivat wciąż z wyciągniętemi rękoma, wzrokiem pełnym macierzyńskiej tkliwości powtarzała:
 — Różo! czyliż mnie nie poznajesz... droga, kochana Różo? Przypatrz mi się dobrze, moje dziecię... Ja to jestem, którą w Przytułku w Blois pielęgnowałaś jak własną swą matkę. Ja! którą głosem tak tkliwym i słodkim nazywałaś „mamą Joanną“.
 Henryka nagle zrozumiała, że mówiąca to kobieta złudzoną została podobieństwem istniejącem pomiędzy Maryą-Blanką, a jakiemś młodym dziewczęciem imieniem Róża.
 — Mylisz się pani — rzekła do niej łagodnie — ta panienka jest moją córką, nie nazywa się Róża, ale Marya-Blanka.
 Joanna stanąwszy w osłupieniu powtarzała:
[ 109 ] Marya-Blanka... Marya-Blanka?... A więc to nie Róża... a jednak to ona!...
 — Upewniam panią, że złudzoną zostałaś podobieństwem.
 — Tak jest — ozwała się Blanka — jestem widocznie podobną do kogoś ze znajomych pani i ztąd pochodzi pomyłka.
 Posłyszawszy mówiącem to młode dziewczę, Joanna powtórnie zadrżała i niemniej gwałtownie jak poprzednio.
 — Ależ nietylko taż sama twarz — wyjąknęła — ale tenże sam głos, to spojrzenie, tenże sam uśmiech. Dwie żyjące istoty tak do siebie podobne, czy to być może? A jednak trzeba temu wierzyć!... Zatem panienka nie jesteś Róża?
 — Nie, pani! Wszak mama powiedziała, że się nazywam Marya-Blanka.
 — Wierzę... a jednak widząc ciebie, zdaje mi się, że tamtą widzę, słuchając ciebie, tamtą słyszę. Twoje ruchy pani, są tamtej ruchami. To zdumiewające... to dziwne!...
 — Gdzie pani poznałaś osobę, o której mówisz? — zapytała Henryka.
 — W Przytułku, w Blois, gdzie była dozorczynią i pielęgnowała mnie z poświęceniem córki.
 — Pani byłaś umieszczoną w tym Przytułku?
 — Pozostawałam tam przez lat siedemnaście.
 — Na jaką chorobę cierpiałaś?
 — Byłam obłąkaną — wyszepnęła smutno Joanna.
 — Obłąkana?... Ach! nieszczęśliwa!...
 — Tak, pani, ale nie jestem nią teraz. Odzyskałam rozum w zupełności i jeżeli obecnie wzięłam pani córkę za ową Różę, za tę biedną sierotę, która mnie tyle kochała, a którą pozostawiłam tam smutną, osamotnioną, to nie dla tego, ażeby miały osłabnąć moje władze umysłowe, albo żeby mnie dręczyły jakieś hallucynacye, ale dla tego, że widząc ją przed sobą, zdawało mi się, że widzę tamtą łagodną i tkliwą infirmerkę z Przytułku w Blois. Prawdziwy to anioł dobroci!... a przytem tak piękna.
[ 110 ] — A więc tamto dziewczę jest tak bardzo podobne do mojej córki?
 — Jak dwa kwiaty w jednym dniu rozwite na jednej łodydze!... I gdyby nie upewnienia pani, sądziłabym dotąd, że to tamta!
 — Biedna kobieta! — wyszepnęła z współczuciem pani Rollin.
 — Ja tak kochałam to dziewczę — mówiła dalej Joanna — ona była dla mnie tak dobrą!... Matka mająca taką córkę jaką była Róża, mogłaby się nazwać prawdziwie szczęśliwą matką! Powinnam była napisać do tego dziewczęcia, nie zrobiłam tego, gniewać się na mnie gotowa. Lecz cóż, niestety!... jestem tak nieszczęśliwą, że zamknąwszy się w mojej boleści o wszystkiem innem zapominam. Wyślę list jednak do niej i niezadługo...
 Mówiąc to Joanna płakała.
 Marya-Blanka była głęboko wzruszoną.
 Pani Rollin łzy ocierała.
 Jak dawno wyszłaś pani z Przytułku dla oblakanych? — zapytała.
 — Przed sześciu tygodniami.
 — Pochodzisz z Paryża?
 — Nie pani. Urodziłam się i wychowałam w Châlons, nad Marna, ale teraz niemam tam z krewnych nikogo. Wyszłam za mąż w Paryżu i tu zamieszkałam. Obecnie tu powróciłam, związana z tym miastem smutnemi wspomnieniami, a także i obowiązkiem. W Paryżu jednak, oczekiwały mnie nowe cierpienia. Zagasła nadzieja, jaka mnie tu przywiodła i zmarłabym była na pewno, gdyby nie przyszedł mi w pomoc człowiek szlachetny, godny przedstawiciel Boga na ziemi, ksiądz Raul d’Areynes.
 1Usłyszawszy nazwisko swego kuzyna, Henryka z Marya-Blanką spojrzały na siebie wzajem.
 — Znasz więc księdza d’Areynes? zawołała pani Rollin.
 — Jemu zawdzięczam możność zapracować na życie odparła Joanna. On mi wyjednał pozwolenie na urządzenie tego kramiku przy głównych drzwiach kościoła.
[ 111 ] — Znasz go od dawna?
 — Od bardzo dawna blizko od lat dziewiętnastu. On połączył oboje nas z Pawłem związkiem małżeńskim w kociele świętego Ambrożego, gdzie był natenczas wikarym.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false