Trójca
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Trójca |
Pochodzenie | W cieniu miecza, cykl W cieniu miecza |
Data wydania | 1922 |
Wydawnictwo | Instytut Wydawniczy »Bibljoteka Polska« |
Druk | Zakłady graficzne „Bibljoteki Polskiej“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały cykl Cały tomik |
Indeks stron |
[ 151 ]TRÓJCA.
Przedziwny miałem sen:
W mgły złotej ciszę
Spowitym rankiem, gdy trawę kołysze
Wiew miękki, kwiaty potrącając w rosach:
Pośród rozśpiewu skowronków w niebiosach
I miodnych brzęków pszczół, szedł miedzy smugą
Starzec odziany w śnieżną szatę długą,
A przy nim piękne dziecię złotowłose
Kroczyło w bieli niewinne i bose,
A powiew, który niósł ziół wonie świeże,
Pieścił ich srebrne i złote kędzierze.
U ramion dziecka, wpuszczoną pod paszki,
Błękitną wstążką z niem związan, nieważki
Gołąb się białym ponosił obłokiem
I tak zestrajał swój lot z dziecka krokiem,
Że modrookie dziecko z jasnem czołem
Zdało się ziemskim, skrzydlatym aniołem.
U szyi starca nagiej i od słońca
Na bronz spalonej, którą broda drżąca
Chlubą siwizny kryła najsędziwszej,
Zwisał, łagodnym splotem ją owiwszy,
wąż, zwierz mądrości i błyskał głębokiem,
Jak szmaragdowy klejnot ciemnem okiem.
[ 152 ]
Niesione lekką gołębia przestrogą
Dziecko odważnie beztroską szło nogą,
Głogi i ciernie omijając zbliska:
I trawą skryte, zdradne kretowiska.
Starzec zaś, niby na kiju, się wspiera
Na starym mieczu, któremu rdza zżera
Połysk chwalebny. Ale ostrze broni,
Choć w szczerb różańcu, grozi raną dłoni
Odwykłej zdawna od ciosów, co sieką —
Więc je dzierżyła ostrożnie, daleko.
Dziecko, wspierając skroń o starca biodro,
Ciekawie przed się patrzyło w dal modrą,
Starzec zaś bacznie wstecz wracał źrenicą.
Jedną szli drogą i jedną ich lico
Zdało się mową, choć duszami dwiema
Ciągle myśleli o kimś, kogo niema.
A gdy się drogą znużyli daleką,
Siedli pod kwietną jabłonki opieką
I odgarnąwszy włos zwilgły w pochodzie,
Milcząc w marzącym spoczywali chłodzie.
Na szyi starca wąż w sen zapadł w cieniu,
Gołąb spał biały na dziecka ramieniu,
A między nimi, w środku, miecz legł nagi.
Dziecko patrzyło wdał wzrokiem uwagi,
Starzec wstecz zasię niespokojnie, czujnie...
Coś jakby czystą ich mąciło spójnię:
W oczach mgła niby, gdy szybę odymi...
Zda się, że brakło kogoś między nimi...
A między nimi leżał miecz samotny.
I rzekło dziecko po chwili przelotnej:
„Powiedz mi piękną bajkę, srebrny dziadku“.
Zadrżała broda starca w płynnym spadku.
Rzekł, jakby pragnąc złęj myśli się zarzec:
„Idziemy, ty i ja, dziecko i starzec,
Jak piękny życia początek i koniec;
Ty jako jutra tajemnego goniec,
Ja szczęt wczorajszych dni. W mgły złotej ciszę
Spowitym rankiem, gdy trawę kołysze
Wiew miękki, kwiaty potrącając w rosach,
Idziem wśród śpiewu skowronków w niebiosach
I miodnych brzęków pszczół...“
Lecz rzecze dziecię:
„Nie o nas, dziadku, mów. Nie o nas przecie.
Lecz baśń mi powiedz o kimś, kogo niema.“
Tknął starzec miecza rękami obiema
I szepnął smutno: „Niema go. We dwoje
Idziemy jeno łąką, dziecię moje,
Jak piękny życia początek i koniec.
Gdzie ten — lub choćby jego zwiastun, goniec —
Gdzie ten, co między końcem i początkiem?
Tyś snem jutrzejszym, jam wczorajszym szczątkiem...
Słyszysz, co o nas wiew w trawach szeleszcze?
[ 154 ]
Tyś jest niewinność niestracona jeszcze,
Jam jest niewinność znowu odzyskana...
Obaj niewinniśmy, jak biała piana,
Bo obaj słabi. Trzeba nam podpory.
Ciebie gołębia polot niesie skory,
Mnie miecz podpiera, tedy nie jest mieczem.
A niema tego, co władnie dwusieczem,
Co sam na sobie oparty jedynie,
Cnoty i winy spełnia w dumnym czynie,
Bo moc posiada: dociera i błądzi.
Lecz jak dwugarbny jeden grzbiet wielbłądzi,
Błąd go i prawda naprzód niosą drogą.
A on przed sobę odpowiada srogo
Za własną dumę, moc, winę i cnotę,
Lecz między nami brak go, dziecko złote.
Nie mam ci o kim opowiedzieć baśni...“
A dziecię, zgodnej nie przestając waśni:
„Baśń o rycerzach mi mów, jak bez zmiany
W ciąż walczą dzielnie i odnoszą rany,
Niezłomni w chwale i w losów niestatku...
Powiedz mi o tem, co nieprawda, dziadku.“
Starzec pogładził dziecię po kędzierzach:
„O wielkich czynach i dzielnych rycerzach
Baśń jest nieprawdą? O, głębi dziecinna!
A jednak baśń ta prawdą być powinna.
Przecie jest prawdą ten miecz i rdzy plamy...“
[ 155 ]
I wstał po chwili: „Chodźmy! Poszukamy
Tego, co wykuł ten szczerbiec potężny.
I zapytamy dla czyjej orężnej
Dłoni go ostrzył, by szedł w czynów taniec,
O których mówi dziś ten szczerb różaniec.
Czy żyje jeszcze, kto nim władał w sile,
Czy też oddawna śpi w cichej mogile,
Pozostawiwszy swój miecz bez dziedzica,
By go w bezczynie jadła rdzy próchnica
I by nim wspierał się starzec, co gaśnie.
Potem o Mężu tym powiem ci baśnie,
Które są prawdą“.
Szli w mgły złotej ciszę
Spowitym rankiem, gdy trawę kołysze
Wiew miękki, kwiaty potrącając w rosach,
Pośród skowronków rozśpiewu w niebiosach.
U ramion dziecka, wpuszczoną pod paszki
Błękitną wstążką z niem związan, nieważki
Gołąb się białym ponosił obłokiem
I tak zestrajał swój lot z dziecka krokiem,
że modrookie dziecko z jasnem czołem
Zdało się ziemskim, skrzydlatym aniołem.
U szyi starca zaś nagiej, od słońca
Na bronz spalonej, którą broda drżąca
Chlubą siwizny kryła najsędziwszej,
Zwisał, łagodnym splotem ją owiwszy,
Wąż, zwierz mądrości i błyskał głębokiem,
Jak szmaragdowy klejnot ciemnem okiem...
I z miecza starzec miał kij do podpory.
[ 156 ]
A gdy się słońce chowało za bory,
Gdy mrok dłoń ludziom na oczach i duszy
Kładzie, a zdali płynie śpiew pastuszy
I granie świerszczy, znużeni podróżni
U wrót przydrożnej przystanęli kuźni,
Gdzie czarny kowal w stal czerwoną, z tryskiem
Iskier, bił młota błękitnym połyskiem.
I zapytali przystając woddalu:
„Powiedz nam czarny i dobry kowalu,
Dla kogo kułeś ten miecz, dzierżąc kleszcze,
I kto nim władał i czy żyje jeszcze?“
Rzekł czarny kowal, ociekając potem
I o kowadło wspierając się młotem:
„Miecz ten wykułem, kiedy, młody, we dnie
I w nocy śniłem święta w dni powszednie —
O wielkich czynach i rycerzach baśnie,
Które nieprawdą są. Tak, ten miecz właśnie.
A kto nim władał, nie umarł, jest żywy...
Kupił go zbrodniarz ode mnie straszliwy,
Który nim zabił w lesie, ze zdradziecka,
Moc ludzi. Zbójca, miał odwagę dziecka,
Co, wstecz nie patrząc, śmiałą kroczy nogą;
Mądrość miał starca, który dróg zszedł mnogo,
Nawiedzał śmierci i narodzin leża,
Moc zaś i wolę miał męża-rycerza,
Którego dłoni chcieć, to już móc znaczy.
Na mieczu rdza to krew... Niech Bóg przebaczy!...
Zbrodniarz dziś siedzi w kajdanach w więzieniu...“
[ 157 ]
Gdy starzec zakrył twarz i płakał w cieniu,
Dziecko na piętach siedząc i kolanach
Myślało jednak, że zbrodniarz w kajdanach
Musi być chorym ogromnie rycerzem,
że działał czyny złe dobrym koncerzem.
I starzec dziecka dłoń ujmując wolno,
Ruszył z niem dalej w zamierzchłą dal polną
Mówiąc: „Chodź! Jego braknie między nami...“
Szli długo, długo drogami, lasami,
Aż odnaleźli więzienie zbrodnicze.
A gdy z za kraty wyjrzało oblicze
Więźnia, rzekł starzec: „Słysz, bracie, co-ć rzeczem.
Zdziałałeś bardzo złe rzeczy tym mieczem,
Którym moc miałeś spełniać piękne czyny,
Boś jest odważny, jak dziecko bez winy,
Co wstecz nie patrząc, śmiałą kroczy nogą;
Mądryś, jak starzec, który dróg zszedł mnogo,
Nawiedzał śmierci i narodzin leża;
Moc zaś i wolę masz męża-rycerza,
Którego dłoni chcieć, to już móc znaczy.
Będziemy czekać tu, dwoje tułaczy,
Aż będziesz znowu wolny, jak my sami,
I pójdziem społem, a ty między nami.
Tymczasem będziem prawić tobie baśnie,
Bo tylko przeto zabiłeś tym właśnie
Mieczem tak wiele ludzi w ciemnym lesie,
Boś nie znał baśni i myślał, że niesie
Jeno nieprawdę...“
[ 158 ]
Pod więziennym murem
Zamieszkał starzec z swym mieczem-kosturem
I mądrym wężem, i dziecko z gołębiem,
I wciąż czekają pod kraty zagłębiem,
Śpiewem skracając noce, jak pasterze,
A baśnie gwarząc w dzień — o bohaterze...
Taki sen miałem... echem mi szeleszcze...
Możem zeń dotąd nie zbudził się jeszcze.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |