Południe włóczęgi
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Południe włóczęgi |
Pochodzenie | Dzień duszy |
Data wydania | 1908 |
Wydawnictwo | Księgarnia Polska B. Połonieckiego / E. Wende i Spółka |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów, Warszawa |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cały tomik |
Indeks stron |
[ 151 ]POŁUDNIE WŁÓCZĘGI.
A toż ty, serce moje, chyba jakieś dziwne
Czary zaklęć masz w sobie, żeś tam, w lęków borze,
Nie zmartwiało!... Kto mówił ci, że kłośne zboże
Złotą falą opływa gdzieś zagony żniwne?
Gdy mi się w grzmiących ucztach życia wszystkie stłukły
Kruże w krysztalnym kruszcu kunsztownie kowane,
Chciałem paść w sny spoczynku, w zmierzchami owiane
Sny grobu... Czy podszepnął ci to dąb, miedz smukły
Strażnik?... Bo widzę, żeś ty mnie podeszło cudnie
I na spoczynek dało mi łan i południe!...
Gdy nas z domu wypędził ból w oddal bezbrzeży,
Kędyś w nieznane pola na tułactwo wieczne,
Nie wiedział, że wygania nas w łany słoneczne,
Że cud tak blizko leży cierpienia rubieży...
A żeś mnie tu przywiodło, serce, na te łany,
Miejże sen o południu szczęścia nieprzespany!...
A bogdaj-to mieć wiecznie twą niesytą żądzę
Wędrownego tułactwa, szczęśliwej włóczęgi!
Idę po to, by błądzić, więc już nie zabłądzę...
Nie trzeba dróg, bo zewsząd jawne widnokręgi!
[ 152 ]
O swobodo! Kij w rękę i sakwa przez plecy,
Nocą sen w polu, albo pod drzwiami gospody,
A rano mkną już ptaki gromadnymi wiecy...
Same nam się kierunki ścielą i pochody...
Płyną klucze wędrowne! Z nimi droga nasza!...
Po co nam drogowskazów, po co innych znaków?
Dobre południe, ptaki! Tam w dal nas zaprasza
Beztroska, dar radosny włóczęgów i ptaków...
Lecz teraz tu spocznijmy na złotym popasie
Żniwiarzy. Toż ten łan się winem słońca pieni,
To zboże kipi żarem ognia w pełni krasie!
Toż to nadmiar i uczta cudowna płomieni!
O, królewskie bogactwo chwili, gdy godzina
Południa z dzwonu słońca leje się z niebiosów
W prześwięte nabożeństwo dojrzewania kłosów
A niebo świeci jasne, jak dobra nowina!
Spocznijmy tu!... Wędrowne niech ustaną stopy ...
Nurzajmy się w tym lata ogromnym kielichu,
Wezbranym bujnem zbożem! W tych kłosów zatopy
Paść, tarzać się w gorących wybuchach rozkwitu,
W tej rozkoszy, w tem szczęściu otchłannem dosytu,
W tej słonecznej rozpuście zbytku i przepychu!...
O, szczęśliwy potrzykroć, kto wszystko utraci!...
My włóczęgi bezdomne nie mamy nic swego
A jakżeśmy cudownie, bajecznie bogaci!
Bo stokroć bardziej wino smakuje nie nasze,
A my złodzieje lata i słońca złotego!
To nasz zysk, co ukradkiem... gdy ból nie na straży!
Gdy idąc w drogę biodra sakwami opaszę
Pustemi, wiem: nie stracę nic! żadna mi szkoda!
A Bóg wie co mi w drodze może się nadarzy!
Bo cały świat to jedna, cudowna przygoda!
Pijmy, chłońmy i chłońmy, nim mrok wróci z nocą!
Łan przesycony słońca natężoną mocą,
Zmysłowem, dzikiem latem przepysznie rozkwita...
Wkoło pola cudownie prześcigłego żyta
Przepalają się prawie żarem dojrzewania
A parny upał tryska szałem rozpasania,
Zbytkownem wybujaniem zdrowego nadmiaru...
Lato pławi się w wrącej lubieżnej rozkoszy
Omdleń w otwartem polu, gdy huragan skwaru
Płachty płowych płomieni strąca z nieb pustoszy
I rozdrganemi wiry w lawę roztopionych
Niebios, prostopadłymi pociski pożaru
Praży łan zbóż, kąpielą ognia ogłuszonych...
Równie pól i ugorów śpią w słonecznej krasie,
Przy drodze się do słońca śmieje brzoza młoda
A łopuch i bodiaki, ta łąk szara trzoda,
Skwarem lenistwo swoje pasorzytne pasie...
W dali staw przycichł lata zdziwiony robotą. —
Nawet nie drgnie, by w pracy słońcu nie przeszkodzić,
Co mu wodę raz zmienia w błękit, to znów w złoto...
Jeno czasem przez szuwar, co wzrósł, by ogrodzić
Jego brzeg i ocienia go jak bujna rzęsa,
Podgląda, jak się szczęście po polach wałęsa...
Tam sad płonie! Jabłonie, grusze... każde drzewo,
Obarczone skier złotych rzęsistą ulewą,
Zwiesza liście zmęczone, pijane i senne...
Sad pod białym ciężarem kwiatów się ugina
I wdycha żądze słońca miłosne, zaplenne,
Po gałęziach owocowróżbną biel rozpina,
Kwiatami opowiada bogactwo i dziwa
Gleby, co się pod trawą zieloną ukrywa,
Zdradza soczyste, żyzne ziemi tajemnice...
A ziemia, darnią mając zasłonięte lice,
Kwieciem drzew śni i patrzy w błękity tęskniąca,
W kwiatach oddając słońcu, co wzięła od słońca...
Oto godzina jasna, kiedy niema cienia...
Co o zmroku wyłazi z za każdego haszcza,
Rozlewa się, rozłazi, rozpełza, rozpłaszcza...
Ale teraz godzina, kiedy niema cienia...
Złote słońce go zewsząd zwycięzko wypiera!
Cień coraz więcej kurczy się, w sobie się zbiera,
Coraz ciaśniejszem kołem drzewa opierścienia
I wyszukawszy jakąś tajemną szczelinę
Między darnią przypienną a pnia szarą korą,
Wsiąka cicho pod ziemię, chowa się w głębinę
I ucieka w korzenie drzew, co chłód zeń biorą...
Tutaj spoczniemy... W słońcu prześpijmy południe...
Syćmy się! Chłońmy ogień spadający z nieba!
Zapasów lata, słońca, południa nam trzeba,
Bo przyjdzie wieczór mroczny, żar złoty ochłódnie...
Pal, słońce, pal! I blaski swe ciskaj najszybsze,
Aż ból, troska, jak cień ten zniknie, nas się wyprze,
Aby, zanim nam drogę zajdzie siwa starość,
Dawne groby już miały czas zielenią zarość!
Pal! Niech muraw nie depce złość mroków i chłodów,
Po ziołach niech prowadzi ostatni z pochodów!
Teraz jeszcze południe! Nasz zachód nie blizki!
A rozkosz lata chwyta w palące uściski...
Lawiną złotych deszczów szaleją nieb stropy!
Zanurzmy się w tym lata ogromnym kielichu,
Wezbranym bujnem zbożem! W tych kłosów zatopy
Paść, tarzać się w gorących wybuchach rozkwitu,
W tej rozkoszy, w tem szczęściu otchłannem dosytu,
W tej słonecznej rozpuście zbytku i przepychu!
O, szczęśliwy po trzykroć, kto wszystko utraci!...
My włóczęgi bezdomne nie mamy nic swego
A jakżeśmy cudownie, bajecznie bogaci!
Bo stokroć bardziej wino smakuje nie nasze
A my złodzieje lata i słońca złotego!
To nasz zysk, co ukradkiem... gdy ból nie na straży!
Gdy idąc w drogę biodra sakwami opaszę
Pustemi, wiem: nie stracę nic! żadna mi szkoda!
A Bóg wie co mi w drodze się może nadarzy!
Nam cały świat to jedna cudowna przygoda!...
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |