Jump to content

Pieśń o oczach

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Leopold Staff
Tytuł Pieśń o oczach
Pochodzenie Sny o potędze
Data wydania 1909
Wydawnictwo Księgarnia Polska B. Połonieckiego / E. Wende i Spółka
Druk Drukarnia Narodowa w Krakowie
Miejsce wyd. Lwów, Warszawa
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tomik
Indeks stron

[ 93 ]PIEŚŃ O OCZACH.



[ 95 ]


W cichych rozmodleń szarej wieczornej godzinie,
Gdy smętki ugorami pustymi się włóczą,
Gdy wielka marzeń cisza z pod obłoków płynie,
A tylko w dali sennym szeptem fale mruczą,
Lub kwiat zwiędły, padając, drzew liście porusza,
Staje w kobiety oczach zapłakana dusza.

Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne!
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowna skarbów tajemnych wymową,
Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!

Nad senne lasy, ponad w zmierzch spowitą niwą
Snuje się złote myśli dziewiczych przędziwo,
Snują się cudnych marzeń nieskalane nici
Tak wiotkie, że ich powiew ni wiatr nie uchwyci,
A księżyc nikłe marу srebrnem światłem syci:

[ 96 ]

„Jak dziwno mi na duszy, gdy słowiki dzwonią
I gdy się kwiaty cicho nawołują wonią,
Schylając głowy, kiedy wiatr się o nie otrze.
Wtedy mi tęskno. W dale wyciągam ramiona,
Chcę wołać kogoś, jakieś nieznane imiona,
Choć przecie nie chcę odejść, rzucić siostry młodsze.
Czasem zda się, że jestem gdzieś w książęcym gmachu
I że idę przez cudne, królewskie pokoje.
Przeszłam wszystkie, aż jedne spotkałam podwoje
Zamknięte i wciąż stoję przed nimi w przestrachu
I złociste drzwi dłonią otworzyć się boję.
Bo nie wiem, co oczyma tam za niemi znajdę,
Co mnie za niemi czeka i gdzie przez nie zajdę.
Chociaż gdzieś są nieznane mi dale i światy,
Z wami zostanę siostry kochane i kwiaty,
Lecz tęskno mi i smutek łzą w me serce szepce,
Choć tyle pięknych kwiatów mam w swojej izdebce”.
Dziewczyno nieskalana! Туś lampą, krysztalną,
W której dłoń żadna światła nie zatliła jeszcze;
Świątynią, kędy nigdy modlitwą proszalną
Nie brzmiały żadne usta; księgą, w której wieszcze
Słowa miłości jasnej dotąd nie wpisane;
Tyś jest doliną górską, kędy wyzłacane
Smugi słonca nie wpadły, niosąc rozkosz ciepła;
Tyś rzeką, co nie szumi, bo w lody zakrzepła;
Tyś kwiatem, co pod kloszem zazdrośnie zamknięty
Nikogo swojej woni nie darzy urokiem;
Tyś lutnią, co nietknięta śpi w śnieniu głębokiem,
Aż przyjdzie ten, co w hymn ją rozdzwoni prześwięty.

[ 97 ]

Nieskalana! Od kwiatów, sióstr pójdziesz! Tęsknota
Powiedzie cię! Otworzysz zwarte złote wrota —
Lecz jeszcze oczu Twoich przeczyste kryształy
Nie zagrały skrą słońca... jeszcze nie przejrzały.
 
Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne,
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowną skarbów tajemnych wymową
Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!

Cichy niepokój szczęścia i słodkie zdziwienie
Kładą pocałowania na dziewicze czoło,
A z oczu mówi jasnych chwil błogie wspomnienie:
„O, białe siostry moje! otoczcie mnie wkoło!
Słuchajcie, jestem w innym świecie od was zdala!
Lecz dziwnie, — myśl ma długiej nie pomnie podróży,
Czy mnie kwiatami strojny wóz przywiózł czy fala?
Może mnie kto niósł we śnie drogą, co nie nuży,
Na obłoku w latawce-wichry zaprzężonym?
O siostry! Jak mi dziwno, żem ja tak daleko
Poszła od was, a jednak wzrokiem zadziwionym
Widzę was tutaj przy mnie, wasze włosy, rzeką
Złotą płynące z czoła, całuję ustami
I w dłonie swe ujmuję wasze białe ręce.
Siostry! Wyście mię swemi poznały sercami,
Choć jakieś inne dzwięki brzmią w mojej piosence.

[ 98 ]

Pocałunek z kochanka ust pierwszy, nieznany,
Wzięły me usta i już ja dziś nie ta sama.
Poszłam z nim w dal i wprzód nas z tęcz marzonych
brama
Powitała i szliśmy przez szlak różą słany
I już ja inna... Może nas dwie siostry było
Jednem zwane imieniem? Pierwszy pocałunek
Był dla jednej jak słodki cichej śmierci trunek.
Umarła piękna, jasna, jak dziecię, co śniło —
W kaplicy z białych lilij śni jej złota trumna.
A z jej śmiercią powstałam ja, jej siostra, dumna,
Piękniejsza, bo na niebie mem mam szczęścia łunę.
Na lutni mojej duszy nową złotą strunę
Nawiązała dłoń droga. Struna hymnem drżąca
Tryska iskrami złotych akordów przecudnie!
Siostry me! Przez pogodny cały życia ranek
Chodziłam w cichym boru zadumana, śniąca,
Nikłe słodycze malin zbierając w swój dzbanek.
Gorącym pocałunkiem ust swoich południe
Słoneczne przed mą duszą roztoczył kochanek,
A maliny... gwiazdami zalśniły w mej dłoni.
Będę mu siać je w duszę, kłaść na bladej skroni,
Rzucać pod stopy! Będę skarbami rozrzutna!
Mam szczęścia pełne dłonie i szczęścia bezmiarem
Zasypię go, bom szczęściem szalona, okrutna!
W czystem, dziewiczem ciele są strumienie senne,
Nieobudzone, płynne rozmarzenia czarem.
jakieś tęsknoty drzemią w nich mroczne, bezdenne,
Lecz pierwszy pocałunek upojny i długi

[ 99 ]

Wlewa w nie złotych płynów gorejące strugi,
Które wzbierają w piersi płomienistym żarem.
Kochanku! Duszę całą dla cię spłomieniłam!
Dla tęsknoty twej drogę w moje serce wyłam!
Przylgnij spragnioną piersią do mej piersi bieli
I pożary w niej wrące wyczuj przez me cíało!
Weź w swą pierś mą pożogę, weź w siebie mię całą
I pij z mej duszy wieczny żar, aż nas spopieli!”

Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne,
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowną skarbów tajemnych wymową
Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!

W ciemnych oczach wulkany palą się tłumione
I obwieszczają żarów spętanych zwycięstwo.
Błyskawice drgną czasem w mroku utajone
I gorące westchnienie przebiega drzew gęstwą:
„O przyjdź z weselną pieśnią w mą białą komnatę
I puhar mój napełnij twego serca żarem.
Weselną, strojną złotem przywdziejemy szatę
I na łoże z róż padniem upojeni czarem!
W dziewictwa mego bieli, co świeci jak słońce,
Lecz lodem duszę mrozi, twojego przybycia
Czekam, byś zbudził we mnie pocałunki wrące
I uściskiem uściski me wskrzesił do życia!

[ 100 ]

Czekam twojego przyjścia! Gdy wśród fal pieszczoty
Zanurzona w strumienia przejrzystym krysztale
Poddaję śnieżne piersi słońca żądzy złotej,
Czuję, że jesteś blisko, że idziesz wytrwale
Ku wyciągniętym k'tobie tęsknie mym ramionom.
I czekam ciebie w cichy wieczór, w złoty ranek;
Szepce mi o przybyciu twem ku moim stronom
Chopin, świetlany bladej mej duszy kochanek.
Każda gama srebrzysta, to śmiech mej nadziei,
Każdy akord — westchnienie tęsknoty mej cichej,
Co błąka się wśród liści drzew, aż w gwiazd rozwiei
Umiera, jak w jesieni mrą kwiatów kielichy...
Ale czasem wśród nocy bezsennych obawa
U wezgłowia mojego łoża blada stawa,
Szepcąc, że przejdziesz obok mnie niedostrzeżony!
I drżę jak dziecko w pustym zamknięte kościele,
Gdy usłyszy huczące pogrzebowe dzwony
I drżę, że na śmiertelne upadnę pościele
W przeddzień pierwszej z kochanka ust wielkiej
rozkoszy!
Wtedy ognie przerażeń krwawe mnie osaczą
I wznoszę ręce w niebo bezmowną rozpaczą,
Co duszę moją wiewem zatrutym pustoszy!
Wtedy chciałabym, mając w piersi buntu piekło,
Dziewictwo swe podeptać, w twarz mu plunąć szydem,
Świat cały żądzą ku mnie oszalenić wściekłą,
Słońcu bezczelnie nagim urągać bezwstydem!
Rozkoszy! Daj mi róże gorące purpurą
Szałów, upojeń spowij mię płomienną chmurą!”

[ 101 ]

Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne,
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowną skarbów tajemnych wymową
Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!

Oczy blade, jak gwiazdy gdy więdną nad ranem,
Oczy, których blask zmyły łzą wilgne powieki,
Patrzą w dal ciemną, jakby za czemś ukochanem,
Co odeszło i znikło na zawsze, na wieki,
A spojrzenia ich taką rozpaczą się skarżą,
Że lilie umierają od nich nad jeziorem:
„Z lasu mych tęsknot, kędym smutna, z bladą twarzą
Błądziła, mój kochanek wiosennym wieczorem
Wywiódł mię i wprowadził w słoneczne zacisze.
A hymnem dla mnie było każde jego słowo:
„Usty mojemi u stóp twoich śnieżnych wiszę,
Bogini z blasku pereł, z mórz piany! Królowo!" — —
W omrocznych zmierzchów chwile, myślą niestrzeżone,
Gdy cienie przysłoniły me lica spłonione,
Czar upojenia skuł nas uścisków obręczą.
W ciszy jednem pragnieniem drżeliśmy płonącem,
Jak dwa anioły, co przed jednym Bogiem klęczą,
Jako dwaj ślepcy, co za jednem tęsknią słońcem...
Powiedz mi, czy ogniwa owego łańcucha,
Który z mą duszą silnie skował twego ducha,
Były wykute z lodu, że nie miały siły

[ 102 ]

 
I w pożarze naszego szału się stopiły?
Czy owa tajna siejba miłosnej tęsknoty,
Co przynaglała ku mnie twoich myśli loty,
Tak głęboko zapadła w twej duszy bezedna,
Że jej znaleść nie możesz? Patrz na mnie! Ja, biedna
Żebraczka, błagam cicho jękiem prośby próżnej
U zamkniętych drzwi twojej miłości jałmużny!
Tyś był mi stalaktytem, co w mroku grot świta
A dusza ma to słońca promień szczerozłoty,
Co wtedy tęczowemi barwami zakwita,
Gdy się w kryształów twoich odbije przeźroczu.
Niema dziś czego złocić w wszechświata bezkresie,
Samotna błądzi, w pustkę ciemną blask swój niesie.
Ach, gdzież pójdą spojrzenia mych stęsknionych oczu,
Кto będzie zbierał z ust mych całunki gorące?
Pragnienia me, gdy na świat wylecą drużyną,
Błądzą długo po jakiejś ciemnej głuchej łące
I znów wracają do mnie wieczorną godziną
I współczują, że dla mnie ziemia taka pusta,
Białe dłonie na oczy kładą mi litośnie,
Jakby siostry całują mnie w pobladłe usta
A ja płaczę, że żadne źdźbło dla mnie nie rośnie”.

Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne,
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowną skarbów tajemnych wymową

[ 103 ]

Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!
 
„I błogosławiony owoc żywota twego...”

Ziszczony macierzyństwa sen jasną pogodą
Stroi kobiety duszę królewską i młodą,
W oczach poczucie szczęścia lśni dumnym spokojem:
„O, sny o mej piękności, sny o szczęściu mojem!
Nie przychodźcie już do mnie, jak w dawne wieczory,
By ze mną wieść obietnic pełne rozhowory.
Miłości mojej cudny kwiat w owoc się iści
Pod ochroną mej pieczy, jako w cieniu liści,
Kwiat dziewiczego ciała rodzi złote grono,
Co dojrzewa pod mego serca wierną strażą.
Odejdzie mgliste marу dawne w dal minioną.
Oto idą i czoło tchem swym mi pomażą
Duchy, co zapładniają pyłem łona kwiatów
I przyjdą władne moce rodzących się światów
I ziemi urodzajnej duch potężny, wielki
I duch płodnej Cybeli, szczodrej rodzicielki.
I przyjdą wszystkie siły tajemne, wspaniałe,
Skłonią mi się i stopy ucałują białe
A Ziemia powie: Dzięk ci! Czynisz mię szczodrzejszą,
Bo więcej ust się karmić będzie z moich płodów.
Przez ciebie nigdy łaski me się nie umniejszą. —
A Piękno powie: Czary gór, jezior, ogrodów
Rozrzucam. Sieję perły, aby dusze czyste
Stroiły się w me skarby tęczowe, świetliste
I z każdą nową duszą ludzką piękną, wniosłą
Jam bogatsze. Dzięk niosę! Me królestwo wzrosło! —

[ 104 ]

A Słońce powie: Tyś mi bóstwem wszechmogącem,
Jam wspanialsze im bardziej rozrzutne i hojne.
Gdyby mnie nikt nie widział nie byłobym słońcem,
Pokłon ci płodna matko! — — Boże! Me spokojne
Oczy ku tobie wznoszę z ufnością dziecięcą,
Żadne pragnienia dawne serca mi nie nęcą.
Patrzę na myśl Twą wielką zamkniętą w Wszechświecie,
Daj niech tak wielką duszę ma me przyszłe dziecię
I tak piękną, jak były Twoje sny Tworzenia
I dobrą, jak Twe serce w chwili Odkupienia!
Dziecię me, śnię dla ciebie silną myśl i ramię,
Na piersi ci rycerstwa kładę jasne znamię,
Bo trzeba ci mieć dumne i spokojne czoło
I myśl błyskawicami lotną a wesołą
I oczy promieniste, niezmącone, jasne,
By ciągle niemi patrzeć w głębie duszy własne,
Lecz umieć też z nich krzesać uderzenie gromu,
Kiedy cień zwątpień stanie w progu twego domu”.
Kobieto-Matko! Myślą baw na marzeń szczycie!
O, święta, bo nosząca w sobie nowe życie!
O, Domie Złoty, który miłość nawiedziła!
Wieżo z Słoniowej Kości, z której wyjdzie siła!
Naczynie Wzniosłe, pełne przyrody mądrości!
Bramo, przez którą ludzkość idzie w dal przyszłości!
O, Urno, w której drzemie życia tajemnica!
Świątynio, w której tajnia śni zakrywszy lica!
O, Ołtarzu, na którym misteryum tajemne
Odprawia Bóg nieznany skryty w mroki ciemne!
Nawet kamienie twarde, krwawiące, przydrożne

[ 105 ]

Chronić będą twe stopy słabe a tak możne!
Żmija, świętości twojej mocą porażoną,
I dziki zwierz upadną do nóg twoich trwożne,
Bo błogosławion owoc kobiecego łona!

Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne!
Pełne tajemnych cudów i skarbów ukrytych,
Pełne słów niezgadnionych, gdzieś na dnie wyrytych,
O, oczy, tak wymowne w godziny wieczorne!




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false