Jump to content

Page:Sny o potędze.djvu/101

From Wikisource
This page has not been proofread.
97
PIEŚŃ O OCZACH


Ciche kobiece oczy! O, tonie jeziorne!
Jakiś kobold, zazdrosny pan skarbów bajecznych,
Ukrył w głębinach waszych dziwy cudów wiecznych!
Światy kobiecych oczu! O, tonie jeziorne,
W dzień milczące błękitów odbitych posową,
O, jak cudowną skarbów tajemnych wymową
Mienią się głębie wasze w godziny wieczorne!

Oczy blade, jak gwiazdy gdy więdną nad ranem,
Oczy, których blask zmyły łzą wilgne powieki,
Patrzą w dal ciemną, jakby za czemś ukochanem,
Co odeszło i znikło na zawsze, na wieki,
A spojrzenia ich taką rozpaczą się skarżą,
Że lilie umierają od nich nad jeziorem:
„Z lasu mych tęsknot, kędym smutna, z bladą twarzą
Błądziła, mój kochanek wiosennym wieczorem
Wywiódł mię i wprowadził w słoneczne zacisze.
A hymnem dla mnie było każde jego słowo:
„Usty mojemi u stóp twoich śnieżnych wiszę,
Bogini z blasku pereł, z mórz piany! Królowo!" — —
W omrocznych zmierzchów chwile, myślą niestrzeżone,
Gdy cienie przysłoniły me lica spłonione,
Czar upojenia skuł nas uścisków obręczą.
W ciszy jednem pragnieniem drżeliśmy płonącem,
Jak dwa anioły, co przed jednym Bogiem klęczą,
Jako dwaj ślepcy, co za jednem tęsknią słońcem...
Powiedz mi, czy ogniwa owego łańcucha,
Który z mą duszą silnie skował twego ducha,
Były wykute z lodu, że nie miały siły

Sny o potędze.