nie obznajmiony z żadną gałęzią przemysłu poszukuje uczciwego i fachowego wspólnika do interesu nie przedstawiającego wielkiego ryzyka. Wiadomość i t. d.“
To proste, tchnące nawet pewnego rodzaju naiwnością ogłoszenie wzbudziło w Komirowskim ufność do jego autora. Bez wahania wyciął je scyzorykiem i włożył do pugilaresa.
— Do widzenia, Kaziu — rzekł podnosząc się.
— Nawet śniadania nie dokończysz? Cóż tak pilnego?
— Nie chce mi się herbaty — odparł. — Wiesz Kazieczko, gotów jestem przysiądz, że to ogłoszenie pisał taki sam jak ja człowiek.
— Z czego wywnioskowałeś?
— Właściwie nie jest to wniosek, mam takie przeczucie.
Komirowska rzuciła okiem na skrawek zadrukowanego papieru i skrzywiła się.
— Zrujnowany obywatel — rzekła pogardliwie. — Cóż to za wspólnik dla ciebie? Nie radziłabym ci chodzić do takiego człowieka. Widocznie niedołęga jakiś.
— Ha, zobaczy się.
Były obywatel ziemski a dziś kapitalista mieszkał niedaleko. Niebawem pan Bolesław znajdował się pod jego drzwiami na drugiem piętrze oficyny. Otworzyła mu nie służąca, lecz młodziuchna dzieweczka o jasnych jak złocisty len, albo promienie słoneczne włosach,