żyłem obok składzik z wędlinami także swego wyrobu, no i poszło! Zgadnij, ile miałem obrotu w ostatnim roku?
Pani Komirowska wzruszyła ramionami.
— Nie znam się przecie na tem. Ze sześć tysięcy.
— Dziecko z ciebie! Czyż w takim razie mógłbym zarabiać trzy tysiące rubli na czysto? Czterdzieści tysięcy, aniołku! — zawołał z tryumfem. — Tobie dawałem akurat połowę, z drugiej zaś jeszcze cokolwiek oszczędzałem. W końcu interes mój był najpierwszy w całym Irkucku.
— No i co z nim zrobiłeś? — zagadnęła Komirowska po chwilowem milczeniu.
Pan Bolesław westchnął ciężko.
— Wydzierżawiłeś, sprzedałeś? mówże!
— Komuż wydzierżawić? To na nic!
— Więc sprzedałeś chyba?!
— Zmarnowałem, powiedz! Nie było komu. Na Syberyi o kapitały trudno i procenty wysokie. Trzeba było oddać za pół darmo poprostu.
Pan Bolesław zamilkł, na jego twarzy przesunęła się chmura, spostrzegł bowiem, że pani Kazimiera otarła pokryjomu łzę, spływającą jej z oczu. Zerwał się więc i pochwycił żonę w ramiona.
– Czegóż płaczesz, Kaziu, co ci się stało? — pytał błagalnie.