Jump to content

Page:Umiński - Wygnańcy.djvu/158

From Wikisource
This page has been proofread.

pan Bolesław ujrzał się zmuszonym wynająć dwie izby i starego ostjaka do roznoszenia pieczywa, sam oddał się wyłącznie pracy w piekarni. Interes rozwijał się szybko. Komirowski przypomniał sobie ów dzień, kiedy to wysłał pierwszy zasiłek żonie.

— Pamiętasz Kaziu te dziesięć rubli? — zagadnął uśmiechając się.

— Jakie?

— Te pierwsze. Nie wiem tylko, w którym to roku. Pisałaś mi właśnie, że nie masz za co kupić sobie sukienki na wyjście, bo straciłaś najkorzystniejszą lekcyę. Z moim interesem było wówczas jeszcze bardzo krucho, bo cały kapitał obrotowy wynosił zaledwie pięćdziesiąt rubli i Ibrahim był niezapłacony za półrocze. Ale powiadam sobie, nie zginiemy przecie! I nie namyślając się długo, posłałem ci całą gotówkę z kasy. Widzisz, i Pan Bóg zaraz na drugi dzień wynagrodził mnie za to, dostałem bowiem lekcye za sześć rubli miesięcznie!

— Miał żeś czas?

— Nie tak bardzo, ale to był bardzo porządny człowiek i pozwalał mi przychodzić wieczorami o jedenastej, kiedy już ciasto na ranny chleb było zarobione i rosło. Jakoś więc godziłem jedno z drugiem. Ta lekcya postawiła mnie na nogi, w rok nie miałem już ani grosza długu, a piekarnia przynosiła mi trzydzieści rubli miesięcznie na czysto! Zaraz otworzyłem sklep, wziąłem jeszcze jednego pomocnika i zacząłem ci już przysyłać stale po piętnaście rubli. Zdawało mi się, że za te pieniądze Bóg wie czego dokażesz. Jak wiesz, sklep był duży, więc tak sobie, na próbę, wziąłem i inne korzystniejsze towary, zało-

150