This page has been proofread.
V.
Bym nie łudził się, co mnie czeka nieodzownie
Za życia bohaterski szał w wiecznym rozpędzi
Chowam, jak bracia moi kielich, głaz i głownię.
Kroczę z nimi nad morze w pochodu obrzędzie,
Gdzie, kruż nalawszy winem, mówię dłoni: „Wylej!“
Rozrzutne, jak ten puhar, życie moje będzie.
Potem ochrzciwszy kamień imieniem swem, milej
Brzmiącem niegdyś mej matce, niż śpiew, jak z cięciwy
W toń rzucam go. Dać wszystko, wziąć nic: mój przywilej.
I zatknąwszy na brzegu głownię, w żar ją żywy
Rozpalam u fal skraju tańczących z szelestem.
W nocy morze ją zgasi szumnemi przypływy.
A rano martwy węgiel powie mi, czem jestem.
161