This page has been validated.
V.
A kiedy Bóg dopuści i grad przyjdzie z tuczą
I pościna przedwcześnie bezlitosną kosą
Zielone żyto, owies, pszenicę i proso,
Choć trzy dni o pogodę lud łka, dzwony huczą:
Wtedy z pokorą, której gniewy Pańskie uczą,
Opuszczę chatę, nędzarz, w łachmanach i boso,
Sławiąc Pana, że kośbę mi wziął złotokłosą,
Całą nadzieję moją, synowską i wnuczą.
I u chat ludzi dobrej woli, gdzieś na progu
Pokłonię się, powitam cicho »Sława Bogu«
I będę żebrał chleba litosnych sąsiadów;
A gdy zelżywe słowo cisną mej siwiźnie,
Pójdę dalej, pogodny, modląc się za bliźnie,
By Bóg ich strzegł od ognia, zarazy i gradów.