Jump to content

Page:PL Zygmunt Krasiński - Pisma Tom6.djvu/220

From Wikisource
This page has been proofread.

Gdzie Chrystus krwawy nad wielkim ołtarzem
Konał — u Jego stóp tam świętą moją
Złożyłem śpiącą — a zewsząd nade mną
Mgieł się tumany do księżyca pięły
I, jak sen znika, w powietrzu niknęły.
Ona śpi ciągle; na jej twarz anielską
Kładły się chciwie księżyca promienie,
Padając z góry przez bluszcze i zielsko,
Co tam się wiły po gotyckiej ścienie. —
A kiedym ujrzał jej postać uśpioną
Tak cicho piękną i opromienioną,
Bogum dziękował za tę szczęścia chwilę.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O, wyście zimni, wy tego nie wiecie,
Co twarz kochana, gdy zaśnie w pokoju
I tak wygląda, jak szczęśliwe dziecię,
Co nie wie jeszcze o smutkach i znoju.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

I dalej potem, gdy się przebudziła

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

∗             ∗

Aż w ciemnej nocy na brzegach jeziora
Tę, którą kocham, porzucić musiałem,
Tę, którą kocham, bez łez pożegnałem,
Bo łzy już wszystkie nad nią wypłakałem. —
Kiedyż to było? Ah, to było wczora —
Albo przed laty — może przed wiekami —
Bo czas się w Duchu nie liczy chwilami,
Lecz serca pieśnią lub serca jękami!
A odkąd świętą moją porzuciłem,
Wszędzie znak śmierci wyzierał mi z czoła
I trumnę ciężką w piersiach tych nosiłem:
Własne me serce — bez mego Anioła.
Aż ci, co niegdyś znali mnie na ziemi,
Kiedy ja, dumny, walczyłem z dumnemi,