i nadzieję jaśniejszej przyszłości. Odnaleźć tam można całą siłę, cały majestat dawnych autorów złotego wieku z czasów panowania Zygmunta I i syna jego, Zygmunta Augusta. Mowy pogrzebowe Woronicza są najwznioślejszym i najwspanialszym okazem naszej tego rodzaju wymowy. Arcydziełem jego mowa, wygłoszona na pogrzebie księcia Józefa Poniatowskiego. Sprawia wrażenie, jakby się widziało cienie wielkich mężów starej Polski zbierające się na głos mówcy, przesuwające się zwolna nad brzegami Elstery, której wody unoszą ciało bohatera.
Obowiązkiem moim wspomnieć teraz o panu Śniadeckim[1], który mowie naszej wrócił całą czystość utraconą. Jest astronomem i rektorem uniwersytetu wileńskiego; opracowywał zawsze przedmioty poważne i naukowe, lecz najsuchsze umiał ozdobić swym stylem. Z pod pióra jego wyszły rozprawy o literaturze i filozofii i kilka mów akademickich, wzory wymowy. Czytając Śniadeckiego, przedstawiamy go sobie jako mędrca wzniesionego ponad namiętności ludzkiej natury, który okiem spokojnem rozważa klęski, zaburzenia i nieszczęścia ziemskie. Mając za przewodników rozum i prawdę, odrzuca ozdoby stylu i mieszane odcienia, sądzi je być niegodnemi swego pióra. Wspaniały w wyrażeniach, a surowy w swej prostocie, stara się wykazać ludziom, że jedynie panowanie rozumu i mądrości może zapewnić im szczęście. Jego Żywot Kopernika okazał się tak piękny, że niebawem przetłumaczony został na język angielski. Śniadecki był blizkim przyjacielem d'Alemberta[2].
Dwie ody na cześć cesarza Napoleona zapewniły panu Koźmianowi[3] wybitne miejsce w literaturze polskiej. Na wzór Georgik Wergilego stworzył pyszny poemat z życia sielskiego. Ścisły zwolennik sztuki poetycznej Horacego i zasad starożytnej sztuki nie pozwala sobie zboczyć na krok z drogi wytkniętej