uprzedziła nikogo. Od chwili otrzymania twego listu, uczułam, że każda chwila choćby najkrótszej rozłąki z tobą dla mnie do niezniesienia się staje, że nie mogę żyć dłużej bez ciebie i gdybym musiała opuścić cię teraz, oszalałabym chyba. Matko Joanno, mów, chcesz mnie pozostawić u siebie. Ja nie będę ci ciężarem. Będę pracowała, a przytem będę ci usługiwała i zastąpię ci dzieci, których szukasz napróżno!
Joanna ujęła w dłonie jej głowę i ucałowała serdecznie.
— Czy ja chcę cię pozostawić? Ależ bardzo, bardzo pragnę. Mieszkanko moje należy do ciebie i mam nadzieję, ze będziemy szczęśliwemi. Będę dla ciebie matką, a ty jedną z mych córek, zesłaną mi przez Boga dla złagodzenia mych cierpień. Kocham cię, Różyczko, jak tylko kochać można i powiem ci, że gdyby mi przyszło rozstać się z tobą umarłabym z tęsknoty!
— Będziesz żyła mamo, gdyż ja nie opuszczę cię!
— Nie dokuczy nam niedostatek. Znajdziemy dla ciebie pracę. Poznam cię z księdzem d’Areynes.
— Nie można... nie można — przerwała Róża pośpiesznie
— Ksiądz jednak zna ciebie. Nie jeden raz mówiłam mu o tobie. Wie on, że twej troskliwości zawdzięczam życie.
— To nic, ale nie powinien wiedzieć, że uciekłam i mieszkam u ciebie. Nie chcę nikomu pokazywać się.
— Dla czego?
― Bo jak się dowiedzą w Blois, ze jestem tutaj, to zabiorą mnie do siebie.
— Któż ma prawo zabrać cię — zapytała Joanna zdumiona.
— Rada dobroczynności publicznej.
— Dla czego?
— Ma prawo po za sobą!
— Nie rozumiem cię!
— Powierzono mnie jej, a ona mnie wychowała i ma nademną opiekę, aż do pełnoletności. Do tego czasu może rozporządzać się mną według własnego uznania. Ponieważ uciekłam z domu, w którym mnie umieściła, więc może poszukiwać mnie. W takim razie musiałabym cię opuścić.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/656
Appearance
This page has not been proofread.