— Iść do więzienia la Roquette. Nie! nigdy! — mruczał odchodząc. Wejść tam... dziękuję!... Obawiałbym się, aby te drzwi nie zatrzasnęły się za mną na zawsze. Trzeba szukać innego sposobu.
Tak pomrukując, szedł bulwarem Woltera, aż do placu Chateau-d’Eau.
Niebo się zachmurzyło. Drobny deszcz zaczął padać.
Duplat niechcąc zmoczyć swego nowego ubrania wszedł do kawiarni, gdzie kazał sobie podać szklankę ponczu.
Obok niego leżał dziennik na stoliku. Wziął go i zaczął czytać dla zabicia czasu.
Polityka nie zajmowała go wcale. Gardził nią.
— Wszystko to blagierzy ci politycy — mawiał — od najmniejszego do największego. Walczą niby o ideje, a rzeczywiście walczą o talerz z potrawą.
Zaczął przeglądać Kronikę trybunałów i bieżące wypadki.
Na trzeciej stronicy, rubryka „Sport“, a przy niej wyrazy: „Wyścigi w Lafitte“ zwróciły jego uwagę.
Wszak niegdyś widywano go stałym bywalcem na gonitwach, gdzie z różnem szczęściem robił zakłady.
Mimo nastąpionych wypadków, popełnionych zbrodni i doznanej nędzy, zawsze go to interesowało.
Czytał więc uważnie następujący artykuł:
„Stajnia d’Aymerie, wzięła nagrodę King-Lud, otrzymały ją: klacz „Duislana“ nabyta w przed dzień gonitwy przez pana Michala Efrussi i „Brucetta“.