Ksiądz d’Areynes, skoro tylko zdołał zebrać swe myśli i mógł mówić bez znużenia, wziął sobie obu doktorów za powierników swych ciężkich cierpień moralnych, jakie wyryła przeszłość w głębi jego duszy.
Pertuiset z Leblond’em, mieli oddawna już ustalone zdanie co do Gilberta Rollin. Tak jeden, jak drugi, oceniali tego człowieka według jego rzeczywistej wartości i sądzili jego postępowanie, jak ono na to zasługiwało.
By jednak nie zasmucać chorego i uspokajać jego wzburzenie, popierali gorąco łagodzące okoliczności, składając większą część jego występków na nędzę, w podobnych razach złą doradczynią.
— Chciałbym zobaczyć się z Henryką — rzekł pewnego dnia wikary do pana Pertuiset. — Ona z pewnością nie wie o czynach swojego męża. Moim obowiązkiem jest powiadomić ją o tem.
Doktor chciał zwalczyć to postanowienie. Wikary przekonać się nie dał.
Posłano list do pani Rollin, wzywając ją do rekonwalescenta.
Przybiegła, przynosząc z sobą maleńką swą córkę.
Wtedy to nastąpiła wzruszająca scena.
Gniew księdza d’Areynes roztopniał, jak śnieg pod promieniami słońca, na widok zalanej łzami, a mimo to uśmiechniętej Henryki, podającej mu do pocałunków tę drobną istotę, której rączęta głaskały zwolna jego wychudzone policzki.
Mimo to, ksiądz d’Areynes przygotował się z wielkim spokojem do tego co miał, powiedzieć. Powiadomił swoją kuzynkę jak zbrodniczym ciosem Gilbert ugodził w hrabiego Emanuela.
Henryka wiedziała dobrze, iż młody ksiądz nigdy nie kłamał, nie oskarżał by więc i teraz fałszywie jej męża.
Broniła Gilberta z zapałem, a wreszcie błagała dla niego o pobłażliwość i przebaczenie.
Wzruszony do łez błaganiem młodej matki, której nie