obrażałam. Mądrości było w nich niewiele, dużo jednak talentu i kultury. Zwłaszcza rozczarował mię wobec wrażenia, jakie uczynił na mnie w czasie koncertu. Milczałam.
Zienowicz pochylił się i wziął w rękę moje binokle. Nie zareagowałam na to żadnym ruchem.
— Pani ma krótki wzrok? — zapytał, oglądając ładne obrobienie szyldkretu.
W milczeniu skinęłam głową.
Zienowicz niczym niezrażony — prawił dalej:
— Jakiś autor francuski mówi, że krótkowzroczność jest w kobiecie wielkim wdziękiem. W tym zmrużeniu rzęs jest pewne zalęknienie i zarazem harde, królewskie odgraniczenie się od świata.
Mówiąc, Zienowicz nie przestawał bawić się i obracać w ręku moich binokli. W miarę ruchów jego, łańcuszek od nich przesuwał się po mej odsłoniętej szyi i przenosił konkretnie jego dotknięcie na moje nerwy. Gdy sobie z tego zdałam sprawę — wbrew zwyczajowi zmieszałam się i zaczerwieniłam. W tym momencie pan Zienowicz osiągnął nade mną przewagę.
Przypomniałam sobie, że mówiono mi o nim jako o nieporównanym wirtuozie miłości.
— Ach — to królewskie odgraniczanie na nic niestety się nie przydaje — powiedziałam niby posępnie.
— Czemu?
— Zuchwali ludzie zawsze znajdą drogę do obejścia wszelkich murów.