łam z tobą o tym, gdyż wogóle sprawy tego rodzaju — — Ale byłam o to tak proszona, że przyrzekłam. Jest mianowicie obecnie między nami człowiek, którego znałaś dawniej i pewno pamiętasz, bo — obchodziłaś go bardzo.
— Jan? — domyśliłam się odrazu.
Julka uważnie badała wrażenie. Nie zaczerwieniłam się zupełnie.
— Więc należy do was? — pytałam. — I on.
Julka przerwała:
— Tak, Jan. Mówiliśmy o tobie — dawno już. Chce się z tobą koniecznie zobaczyć. Wiem mniej więcej, co było między wami.
— Ach, Julko, cóż ja mu pomóc mogę — rzekłam niechętnie.
— Gdyby chodziło o pomoc, nie byłabym się podejmowała tego pośrednictwa. Teraz już nie potrzebujesz nic pomagać. Wprawdzie przez długi czas był to człowiek tak zgnębiony, że uważaliśmy go za straconego — obecnie jednak odrodził się zupełnie i zdołał życie opanować.
Z przykrością słuchałam jej słów.
— Nie lubię tego wspomnienia — rzekłam — gdyż psuje mi prostotę linji, którą przeprowadziłam przez moje życie.
Wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. Julka spojrzała na mnie poważnie.
— Ale chyba nie sam wzgląd na tę linję kazał ci być okrutną — zapytała po chwili z surowością nie rozumiejącej zła dobroci.
— Naturalnie, naturalnie. Nie kochałam go —