które patrzy w jutro... O jakże słaby duch, który o nie walczy... Więzienie czasu i przestrzeni stworzone jest dla tych, którzy nie są godni istotnej wolności.
Czym Pani była dla mnie? — —
Surowy duch mej młodości nie znał granic przestrzeni, jak i granic czasu.
Potężnym ramieniem sięgał najwyższej z gwiazd, a bramy najdalszej przyszłości stały mu otworem.
I gdy kiedyś zastał mnie płaczącym na ruinach kościoła, że nie usłyszę już nigdy chórów anielskich, które dziecięciem kołysały mię do cichego snu — rzekł mi:
— Pójdź. Powiodę cię do świątyni Potęgi.
I wstałem — i poszedłem za nim.
Mijaliśmy spustoszone łany wieków, które przyjść mają, mijaliśmy pomniki bohaterów, którzy się jeszcze nie urodzili; tarasami przyszłości pięliśmy się coraz wyżej, aż wreszcie — na olbrzymim płaskowzgórzu zaszumiał nam przepyszny ogród wiszący.
Potężne pnie drzew cedrowych złociły się w zachodzącym słońcu — a wśród nich strzelały ku górze szeregi kolumn bazaltowych tak wysokich, że szczyty ich ginęły w przepływających obłokach i zdawały się podpierać sklepienie niebios.
Drzewa i minerały tworzyły razem potwornie wielką budowlę, do której wstępowało się po niezmiernie szerokich, do zastygłych fal morskich podobnych tarasach.
Na tarasach po obu stronach wejścia stały na