O godzinie dziesiątej wieczorem otrzymałam ślicznie pachnący bilet: „Niechaj Pani przyjdzie do mnie dzisiaj. Jestem sama przez cały wieczór. Myślę, że Pani wysłucha mojej prośby, i czekam. J. Obojańska“. Potym jeszcze dopisane: „Nudzę się strasznie, a Pani taka miła“.
Od owego wieczoru, który dla niej urządziłam, nie widziałam jej ani razu. Nie znałam też rezultatu jej rozmowy z Rosławskim, gdyż oczywiście nie zapytałam jej o to wówczas. Kuzyn mój natomiast odwiedził mię jeszcze parokrotnie; raz nawet dyskretnie naprowadziłam rozmowę na Obojańską, ale nie dowiedziałam się niczego. Zgodził się ze mną, że jest to niewątpliwie ciekawa kobieta, a przytym, zdaje się, zdolna przyrodniczka. Z tego nie mogłam wywnioskować, czy możliwa jest inkarnacja mitu Obojańskiej.
Gdy przyszłam do niej, była w swoim gabinecie, bardziej nieco kobiecym, niż reszta mieszkania i mniej zawalonym księgami. Siedziała przy biurku i przerzucała papiery.
— Jaka pani dobra, że pani przyszła — rzekła obojętnie, bez uśmiechu. — Mąż wróci późno. — Była w złym humorze, ale starała się być uprzej-