Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Ksiądz d’Areynes zwrócił się do Lucyana.
Przyjechałeś, rzekł do Paryża, ażeby czuwać nad domem Gilberta Rollin. Jest to obowiązek, którego wielką doniosłość pojmujesz, mam nadzieję. Trzeba, ażebyś się tem zajął natychmiast. Musisz powiadamiać mnie szczegółowo dzień po dniu, godzina po godzinie, co się dziać będzie w pałacu przy ulicy Vaugirard. Staraj się śledzić ludzi, którzy tam wchodzić będą, tak jak tych jacy ztamtąd będą wychodzili. Duplat uciekł z więzienia i prawdopodobnie schronił się do swego wspólnika. Rajmund w tem wszystkiem dopomagać ci będzie.
— Och! z całego serca!... ze wszystkich sił moich! — wołał Lotaryńczyk z zapałem. — Czekałem na to oddawna i oddam w ręce sprawiedliwości zbrodniarza, który listem haniebnie obmyślanym zabił nieodżałowanego mojego pana, hrabiego Emanuela!
Aby rozciągnąć tak ścisły nadzór po nad domem Rollin’a, trzeba było sobie urządzić jakieś obserwatoryum, któreby pozwoliło śledzić, co się dzieje w tym domu, bez zwrócenia niczyjej uwagi.
Była to rzecz trudna.
Lucyan w pierwszej chwili powziął zamiar wynająć fjakra na dzień cały, któryby stał od rana do wieczora przed pałacem.
[ 164 ] Rajmund oparł się temu.
Wzbudziłby na pewno podejrzenie taki powóz stojący z zapuszczonemi storami.
Przechadzać się ustawicznie w tę i ową stronę na chodniku, nie było także rzeczą praktyczną.
Co więc począć?
Wyszedłszy z ulicy Tournelles po śniadaniu u księdza Raula, Lucyana z Rajmundem Schloss, szli w stronę Vaugirard, mając nadzieję odnaleźć w drodze jakiś sposób, którego im brakowało.
Traf, przyszedł im z pomocą w tym razie.
Na wprost pałacu d’Areynes’ów po nad sklepem kupca win, wisiały liczne tabliczki z oznajmieniem o lokalach do wynajęcia.
Jedna z nich nosiła ten napis:
— Ach! gdyby ten pokój wychodził na ulicę, jak to byłoby dobrze! — zawołał Rajmund. — Ztamtąd to można by wszystko śledzić z lornetką w ręku. Pójdziemy przekonać się o tem.
Zagadnięty w tym względzie odźwierny dał potwierdzająca odpowiedź.
Lucyan z Rajmundem poszli obejrzeć ów pokój.
Była to facyata, skromnie umeblowana, z oknem w dachu wyciętym, wychodzącym na wprost pałacu.
Z tego okna można było wzrok zatopić w dziedziniec i wgłąb apartamentów. Cena tego lokalu wynosiła dwadzieścia pięć franków miesięcznie.
Lucyan wsunął w rękę odźwiernemu banknot stu frankowy, mówiąc:
— Wynajmuję ten pokój na trzy miesiące i z góry płacę, ale chciałbym go natychmiast objąć w posiadanie.
— Dobrze, oto klucz — odrzekł z pokłonem odźwierny. — I odszedł pozostawiając obu przybyłych na facyacie.
[ 165 ] Idąc, myślał sobie:
— Ci panowie muszą to być agenci policyjni, którzy chcą śledzić kogoś w tej dzielnicy miasta. Może to u pana Rollin?
Nie tracąc czasu, Lucyan z Rajmundem usiedli na krzesłach przy oknie. Wszakże ich nadzór południowy, nieprzyniósł żadnego ważniejszego rezultatu. Nic niewidzieli takiego z czego skorzystać byłoby można.
Noc nastąpiła.
Pootwierano okna w pałacu, a lokaj wraz z pokojówką pozapuszczali rolety.
Wkrótce oświetlono przysionek. Odźwierny zapalił dwie latarnie, po lewej i prawej peronu wiodącego na wschody.
Nagle Lucyan ze Schloss’em krzyknęli zdumieni.
Fjakr zatrzymał się przed pałacem przy chodniku, a z tego fjakra wysiadł ksiądz, który zapłaciwszy szybko woźnicy, zadzwonił do pałacowej bramy wszedł w dziedziniec i zniknął w przysionku.
— Hm! — mruknął Rajmund — ksiądz w tym domu zbrodni? otóż co wydaje się być podejrzanem.
— Zapewne — rzekł Lucyan.
— Trzeba nam się przekonać, czy on w pałacu pozostanie, a jeśli wyjdzie, śledzić go pilnie.
— Podzielam twe zdanie — odparł de Kernoël — ale do tego dwóch nas nie potrzeba. Wracaj do księdza d’Areynes i opowiedz co nastąpiło. Jutro z rana wstąpię do ciebie na ulice des Tournelles.
— Jakto... i będziesz tu siedział o głodzie?
— Idź do piekarza, do wędliniarni i do kupca korzennego. Przynieś mi chleba, szynki, kiełbasy, wina i światłą. To mi wystarczy na dziś wieczorem.
Rajmund przyniósłszy przedmioty żądane, wrócił do księdza d’Areynes.
— Co?... ksiądz u Gilberta Rollin? — wołał jałmużnik, usłyszawszy opowiadanie. — Jest to niewątpliwie rzecz podejrzana. Ażeby tylko Lucyan mógł się dowiedzieć, kto jest ta osobistość?
[ 166 ] Młody lekarz siedząc przy oknie facyaty, czuwał bezprzestannie, jedząc chleb z kawałkami szynki przyniesionej przez Rajmunda.
Czas upływał.
Uderzyła ósma godzina, a potem dziewiąta.
Wciąż cisza i milczenie.
Nakoniec o wpół do dziesiątej ujrzał Gilberta Rollin ukazującego się w pałacowym przysionku. Po za nim szły dwie osoby, ksiądz, który fjakrem przyjechał i jakiś bardzo elegancki młodzieniec.
— Ha! to zapewne ów narzeczony, wicehrabia de Grancey — mówił sobie Lucyan i wybiegłszy z facyaty, pędził jak strzała po schodach z piątego piętra.
W chwili, gdy wychodził na ulicę, otwarła się furtka w pałacowej bramie i wyszedł nią ów mniemany duchowny, oraz Gaston Deprèty.
Szli razem w stronę ulicy Bonapartego, rozmawiając cicho.
Lucyan szedł za niemi, nasunąwszy na oczy kapelusz i okrywszy twarz zawiązanym na szyi szalikiem.
Na placu świętego Sulpicyusza, Grancey uścisnął rękę swojego towarzysza i wsiadł do fjakra, wołając na woźnicę:
— Ulica Caumartin numer 22.
Ksiądz w dalszą drogę szedł pieszo.
Lucyan nie tracił go z oczu, utrzymując się w odległości dwunastu kroków zaledwie i ujrzał go wkrótce wchodzącym do jednego z domów przy ulicy Bonapartego.
— Dość jak na dzisiaj — rzekł sobie, zatrzymując w pamięci numer domu. Jutro będę wiedział nazwisko tego księdza.
I przywoławszy fjakra, jechał na plac Bastylii, do swego mieszkania.
Po spędzonej nocy bezsennie wstał rano o siódmej godzinie i udał się na ulicę Bonapartego, do domu, w którym ów duchowny zniknął.
— Wszak to tu mieszka ksiądz Desrues? — zapytał odźwiernego.
[ 167 ] — Nie, panie.
— Ale macie jakiegoś duchownego w swym domu?
— Tak, mieszka tu od trzech wygodni, ale się nazywa ksiądz Libert.
— Dziękuję. Omyliłem się widocznie co do adresu.
Pozostawało teraz dowiedzieć się, czy ów elegancki młodzieniec był w rzeczy samej wicehrabia de Grancey? i przekonał się, iż tak było, wypytując odźwiernego.
O wpół do jedenastej, przybył na ulicę des Tournelles.
— I cóż? — zapytał ksiądz d’Areynes.
— Otóż mniemany Grancey, mieszka przy ulicy Caumartin, pod 22 numerem i widocznie spędził dzień cały w pałacu u Rollina, bośmy go widzieli wychodzącym nie widząc wchodzącego.
— A ów duchowny?
— Mieszka od trzech tygodni pod 48 numerem przy ulicy Bonapartego.
— Wiesz jego nazwisko?
— Ksiądz Libert.
— Ksiądz Libert? — zawołał jałmużnik. — A więc przeczucia mnie nie omyliły!
I wziąwszy księgę, w której zapisywali się odwiedzający:
— Patrz!... patrz! — wołał wskazując. — Nazwisko księdza Liberta znajduje się obok nazwisk jego wspólników. Ten człowiek jest to Serwacy Duplat napewno!
Bóg zaślepia tych, których chce zgubić — odparł młodzieniec. — Oddają się sami w ręce sprawiedliwości.
Ksiądz d’Areynes był rozpromienionym.
— A teraz — rzekł — moi przyjaciele, nic nam już do poszukiwania, ani odgadywania nie pozostaje, wszelkie dowody zbrodni są w naszym ręku! Trzeba nam tylko wymierzyć sprawiedliwość!
— Nareszcie! — wyszepnął Lucyan de Kernoël.
— Nareszcie! — powtórzył Rajmund Schloss.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |