Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXIV

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 102 ]
XXIV.

 — Zgoda — odrzekł brygadjer.
 Duplat wziął portmonetkę z pieniędzmi i udał się z agentem.
 W pół godziny był już w areszcie, wieczorem zaś przewieziono go już do więzienia centralnego w Mazas.
 Ponieważ protokuł agenta nie oskarżał go o żadne przestępstwo i nawet nie wymieniał nazwiska przybranego więc Duplat po upływie kilku dni zaledwie za samowolne opuszczenie wyznaczonego mu miejsca zamieszkania, skazanym został na trzynaście miesięcy więzienia.
 Nazajutrz po otrzymaniu wyroku przewieziono go do la Roquette, zkąd pod konwojem miał być odesłanym do więzienia centralnego w Passy.
 Duplat nie bez silnego wzruszenia wszedł do gmachu, w którego dziedzińcu podczas kommuny dopuścił się świętokradzkiej zbrodni rozstrzelania arcybiskupa Darboy, księdza Deguerry i senatora Bonjeau.
 Ale opanował się prędko.
 — Niedoczekanie ich, abym tu siedział trzynaście miesięcy! Znajdę sposób uwolnienia się.
 Więźniowie tej kategoryi nie są zmuszani do pracy, ale ponieważ w la Roquette istnieją warsztaty rzemieślnicze, więc Duplat chociaż miał pieniądze, przy wejściu do więzienia złożone w zarządzie, zażądał jednak pomieszczenia go w oddziale bednarskim.
 Uczynił to nie dla zarobku, lecz dla zabicia czasu.
 Nadto wiedział, że ksiądz d’Areynes, jako jałmużnik więzienny, często odwiedzał cele, gdzie pocieszał, nawracał i nakłaniał więźniów do pracy. Duplat obawiał się bardzo spotkania z byłym wikarym od św. Ambrożego, który mógł był go poznać i wywołać nowe śledztwo, a w takim razie, gdyby odgrzebano starą sprawę rozstrzelania zakładników, lub wykryto utopienie Joanny Rivat, czekałaby go napewno gilotyna.
[ 103 ] Niepodobna wprawdzie by ksiądz d’Areynes nie odwiedzał i warsztatów, ale tam nachyliwszy głowę i udając zajętego pracą, łatwo będzie można uniknąć jego wzroku.
 Przede wszystkiem jednak zajmowała go myśl ucieczki z więzienia i połączenia się z Gilbertem Rollin i Gastonem Deprèty.
 Mimo, iż było to zadaniem bardzo trudnem do spełnienia, Duplat jednakże nie tracił nadziei.
 Na teraz chodziło przede wszystkiem o uniknięcie spotkania z byłym wikarym od św. Ambrożego, pomimo jednak czynionych w tym względzie usiłowań, wywołał je niespodziewany wypadek.
 Duplat, pomieszczony według swego życzenia w bednarskim warsztacie, znalazł się pośród największych łotrów, dziesięciokrotnie karanych przez sądy, nie obawiających się już nikogo literalnie i gotowych na wszystko.
 Trzymano ich pod surowym nadzorem i karano za najmniejsze przekroczenie przepisów więziennych.
 Jeden szczególniej z owych bandytów, niejaki Lagache, skazany na dwadzieścia lat więzienia sprawiał wiele kłopotu nadzorcom.
 Ponury, zamknięty w sobie, a niewysłowienie brutalny, zagroził pewnego dnia śmiercią jednemu z dozorców, przez którego był niecierpianym, a wskutek owych pogróżek głośno wypowiedzianych, skazanym został na ośmiodniowe zamknięcie w celi.
 Kara ta doprowadzała go do wściekłości.
 Zemścić się postanowił przy pierwszej sposobności.
 Lagache zajmował miejsce w warsztacie obok Duplat’a i we dwa dni po swojem uwolnieniu z celi, powiedział sobie, że chwila działania nadeszła.
 Porzuciwszy nagle robotę, stanął, a włożywszy ręce w kieszenie, rozglądać się zaczął, pogwizdując.
 Dozorca słyszał to i widział, niechcąc jednakże rozdrażniać owej trutalnej natury przeszedł na drugi koniec sali, gdzie zaczął rozmawiać z kolegą.
 Po chwili wrócił na przedtem zajmowane miejsce. Lagache stał w tejże samej postawie, gwiżdżąc coraz głośniej co zniecierpliwiło wreszcie nadzorcę.
[ 104 ] — Dość tego, Lagache! — zawołał, stając przed skazanym. — Nie zakłucaj porządku i nie przeszkadzaj innym w pracy.
 Więźniowie pospuszczali nosy, przeczuwając, iż nastąpi coś niezwykłego.
 Serwacy Duplat spoglądając z pod oka na współtowarzysza myślał:
 — Ho! ho! ten łotr knuje jakiś zły zamiar!
 — Niechce mi się robić! — odrzekł Lagache na napomnienie nadzorcy — wolę sobie gwizdać.
 — Co?... co?...
 — Tak! wolę gwizdać!...
 — Skoro tak, dalej za mną, do celi!
 — Nie ty mnie tam zaprowadzisz! — krzyknął brutalnie skazaniec.
 — Zobaczymy? Zobaczymy!
 I pochwyciwszy nóż służący mu do pracy przy obręczach, który miał ukryty w rękawie, rzucił się na dozorcę, zatapiając mu go w piersiach.
 — Podniósłszy rękę chciał cios ponowić, zanim drugi dozorca przybiegnie na pomoc koledze, gdy Duplat pochwyciwszy za ramiona rozszalałego łotra, obezwładnił go wołając:
 — Nie zabija się w ten sposób ludzi!... do czarta!
 Jednocześnie, rozbrojono Lagache’a i raniony padł w objęcia swego kolegi.
 Cały tłum strużów i posługaczów więziennych przywołany na pomoc, wpadł do warsztatu.
 — Oto winowajca! — rzekł Duplat — i nóż, którego używał.
 — Lajdaku! opłacisz mi to srodze — zawył zbrodniarz, spoglądając dzikiemi oczyma. — Spotkamy się jeszcze ze sobą zobaczysz!
 Wywleczono go przemocą, a podczas tego raniony wiele krwi utracił.
 Więźniowie zabrali się do pracy.
 Zadzwoniono na alarm.
 Dyrektor znajdował się właśnie w więzieniu z jałmu[ 105 ]żnikiem, gdy przyniesiono obezwładnione ciało nieszczęśliwego nadzorcy.
 Wezwany doktor przybiegł z pośpiechem.
 Zbadawszy ranę, oświadczył, iż chory będzie mógł zostać uleczonym, wszak gdyby cios był wymierzony o dwa centymetry niżej mógłby był przebić serce na wylot. Omdlenie wywołane zostało skutkiem utraty krwi wzruszenia.
 Przeniesiono biedaka do infirmeryi, gdzie doktór dokonał pierwszego opatrunku. Drugi nadzorca dodany został pisarzowi sądowemu dla podania szczegółów do spisania protokułu.
 Opowiedział co zaszło, dodając, że w owej chwili znajdował się na drugim końcu sali, a ztąd nie mógł przybiedz na pomoc swojemu koledze, któryby został bezpowrotnie zgubionym, gdyby nie interwencya jednego ze skazanych, który chwycił zabójcę w chwili, gdy miał w ranionego powtórnie ugodzić.
 — Który to ze skazanych i na jaką karę? — pytał dyrektor.
 — Na trzynaście miesięcy centralnego więzienia za samowolne wydalenie się z miejsca zamieszkania.
 — Nazwisko tego człowieka?.
 — Serwacy Duplat.
 Posłyszawszy to nazwisko ksiądz d’Areynes drgnął, jak gdyby tknięty w serce wybuchem elektrycznym. Zachwiał się i zbladł, zmuszony wesprzeć się o biurko pisarza.
 — Przyprowadzić tu owego Duplat’a — rozkazał dyrektor, zwracając się do nadzorcy, który pośpieszył spełnić polecenie.
 Przez ten czas ksiądz Raul wyszedłszy z osłupienia odzyskał krew zimną.
 — Serwacy Duplat! — mówił sobie. — Duplat tu?... w la Roquette? Skazany na trzynaście miesięcy za samowolne wydalenie się z miejsca zamieszkania? On żyje? wówczas, gdym był przekonany, że zginął rozstrzelany... Łaska więc Boża pozwoliłaby mi po tak długim wyczekiwaniu rozświetlić te tajemnice nocy z dnia 28 Maja i powrócić Joannie Rivat jej dzieci?
 Zadumał na kilka sekund, rozmyślając dalej:
 — A może ów Serwacy Duplat nie jest tym człowie[ 106 ]kiem, którego ja znam? Może istnieje jaki inny zbrodniarz noszący toż samo nazwisko? Zresztą, przyjdzie tu, zobaczę go i będę wiedział!
 Zwolna zbliżył się do okna więziennego i wsunął do połowy pod ciemną wełnianą fiirankę.
 W tejże chwili wszedł Duplat wprowadzony przez dozorcę.
 — Ksiądz d’Areynes pochłaniał go wzrokiem.
 Były galernik miał na sobie ubiór skazańca. Jego siwiejące włosy, krótko były zgolone przy głowie. Twarz miał pomarszczoną i zżółkłą, co go zupełnie zmieniało.
 Ksiądz Raul nie odnajdywał w tym człowieku owych rysów twarzy, jakie zostały niegdyś wyryte w jego pamięci wskutek dwóch niezapomnianych nigdy okoliczności.
 — To nie on! — wyszeptał z westchnieniem.
 Wspólnik Gilberta Rollin spostrzegł w cieniu firanki sutannę jałmużnika i postanowił mieć się na baczności.
 — Panie dyrektorze! — rzekł dozorca — oto Serwacy Duplat!
 Pozostawiwszy pisarza, z którym rozmawiał, dyrektor zwrócił się ku skazanemu.
 — A to ty? mój przyjacielu — rzekł do niego z widoczną dobrotliwością — Tyś to więc rozbroił Lagache’a w chwili, gdy miał powtórnie uderzyć w ranionego?
 — Zrobiłem com był powinien uczynić — odparł Duplat skromnie ze spuszczonemi oczyma.
 — Głos starego kommunisty nie brzmiał chrypliwie jak niegdyś z nadużycia alkoholu.
 — Nie poznał go po tym głosie zarówno, jak nie poznał z rysów twarzy ksiądz d’Areynes.
 — Postąpiłeś uczciwie — mówił dalej dyrektor więzienia. — Dziś jeszcze zdamy o tem raport wyższej władzy.
 Duplat ukłonił się.
 — Zostałeś skazany na trzynaście miesięcy więzienia za samowolne wydalenie się z miejsca przeznaczonego ci na mieszkanie?
 — Tak, panie dyrektorze.
 Niechcąc wiedzieć o twoich dawniejszych przestępstwach, ale jedynie bacząc na czyn poświęcenia się, jakim ocaliłeś życie człowiekowi, będę się starał usilnie, aby cię [ 107 ]nie odesłano do Centralnego więzienia i mam nadzieje, że mi się to uda. Będę prosił, abyś odsiedział karę w tym domu, aby ci dano jakieś zajęcie, któreby złagodziło surowość więzienia i ułaskawiono cię w połowie. Będzie to zależało od twego teraz postępowania.
 — Dziękuję, panie dyrektorze.
 — A teraz wracaj do warsztatu.
 Duplat, ukłoniwszy się powtórnie, wyszedł ze strażnikiem, a dyrektor oddalił się do swego gabinetu.
 Ksiądz d’Areynes pogrążony w zadumie nie ruszył się z okna, gdziemy go widzieli stojącego. Wreszcie wyszedł z tego ciemnego zakąta, podszedł ku pisarzowi.
 — Pan jesteś tu jeszcze? księże jałmużniku.
 — Tak — odrzekł. — Mam prośbę do pana.
 — Jestem na rozkazy. O co chodzi?
 — Idzie tu o pokazanie mi aktu stanu cywilnego Duplata.
 — Nic łatwiejszego. Natychmiast.
 Tu pisarz wydobył z szafy księgę z pośród mnóstwa innych, przerzucił ją, odnalazł stronicę na której była mowa o Duplacie i położył otwartą przed jałmużnikiem, mówiąc:
 Przeszłość skazańca jaką ksiądz Raul tak poznać pragnął, mógł jedynie tylko rozproszyć jego powątpiewania.
 Utkwiwszy wzrok w kolumnę, gdzie się znajdowały poprzednie wyroki i czytał:
 Rok 1871. Zasądzony na deportacyę dnia 26Czerca za udział w Kommunie w stopniu kapitana.
 1878. Skazany w Numei na dziesięć lat ciężkich robót za kradzież.
 1888. Ułaskawiony i powrócony do kraju z oddaniem pod nadzór policyjny.
 1889. Skazany na trzynaście miesięcy więzienia, za samowolne wydalenie się z wyznaczonego mieszkania.



#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false