Jump to content

Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XXIII

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza
Wydawca Władysław Izdebski
Data wydania 1898
Druk Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Władysław Izdebski
Tytuł oryginalny La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cała powieść
Download as: Pobierz Cała powieść jako ePub Pobierz Cała powieść jako PDF Pobierz Cała powieść jako MOBI
Indeks stron
[ 97 ]
XXIII.

 Po dłuższej chwili milczenia, Róża odezwała się:
 — Niech ojciec mówi mi o mojej matce!...
 — Zobaczymy twoją nieszczęśliwą matkę po powrocie do Paryża. Oby dał Bóg, by odzyskując ciebie mogła odzyskać rozum!...
 — Będę ja pielęgnowała tak, że wyleczymy ją! — zawołała Róża.
 — I ja mam nadzieję, gdyż szczęście bywa najskuteczniejszem lekarstwem. Wtedy będzie cię błogosławiła jak również i teraz, który wrócił cię nam i którego, zarówno jak i ja zechce jak najprędzej nazwać swym synem.
 Teraz Grancey uważając tę chwilę za najwłaściwszą do rozpoczęcia swej roli podszedł do Róży i wzruszony spojrzał na nią wzrokiem błagalnym.
 — Wróciłeś mi pan ojca — odrzekła podając mu rękę — i dzięki panu zobaczę moją matkę. Jestem panu wdzięczna i nie zapomnę mu tego nigdy!...
 Rozpromieniony Grancey z szacunkiem złożył pocałunek na ręce dziewczyny.
 Gilbert gładził wąsy z widocznem zadowoleniem.
[ 98 ] — Kochane dzieci — rzekł zostawmy do jutra nasze sprawy rodzinne i projekty na przyszłość. Musicie być utrudzeni podróżą i głodni. Za godzinę siądziemy do stołu idźcie więc teraz przebrać się.
 Przywołał lokaja i kazał mu zaprowadzić wicehrabiego do przaznaczonego dla niego apartamentu, sam zaś podawszy Róży ramię udał się do jej pokoju w towarzystwie pokojowej.
 Róża, zobaczywszy kupione dla niej suknie wzruszyła się tym dowodem pamięci ojcowskiej i podziękowała mu za nie serdecznie.
 — Tutaj na prowincyi nie mogłem znaleźć nic lepszego — odrzekł ale po powrocie do Paryża pragnąłbym byś zaopatrzyła swą garderobę w rzeczy odpowiednie twemu położeniu w świecie. Tymczasem ubierz się w te suknie.
 Rozstawszy się z Różą Gilbert udał się do Granceya.
 — Cóż? — zapytał go ten ostatni dobrze odegrałem swą rolę, nieprawdaż?
 — A ja? — odrzekł Gilbert.
 — Udało się nam doskonale, mała wierzy nam, zrobimy z nią wszystko!
 — Zgodzi się na małżeństwo tem chętniej, że widocznie podobałeś się jej.
 — Nic dziwnego, jestem dość przystojnym — odrzekł śmiejąc się.
 Pozostały w Paryżu Serwacy Duplat, czuwał tymczasem nad mieszkaniem księdza d’Areynes i Joanny Rivat ze zręcznością godną najlepszego agenta policyjnego.
 Znalezione papiery Joanny zachował w miejscu bezpiecznem, pieniądze zaś dał do przechowania Palmirze, w której miał ufność zupełną.
 Była prasowaczka z Champigny, zostawszy bogatą i wdowa była bardzo dobrze widziana w całej okolicy.
 Policya nigdy nie miała jej nic do zarzucenia, a inspektorzy hotelów i pokojów umeblowanych widzieli w niej najposłuszniejszą wykonawczynię wszelkich przepisów.
 Znający ją osobiście kontrolerowie zachodzili raz na miesiąc dla formy i podpisywali jej księgi, nie przeglądając ich, a wizyty te zawsze odbywały się w dzień oznaczony.
 Nadszedł dzień takiej kontroli.
[ 99 ] Dwaj urzędnicy weszli do zakładu wdowy Potonnier i okazawszy swe papiery oświadczyli:
 — Jesteśmy inspektorami hotelów i pokojów umeblowanych i przybyliśmy zobaczyć księgi pani.
 — W tej chwili podam je odrzekła Potonnier zdziwiona widokiem nowych nieznanych sobie kontrolerów. Czy panowie Dubest i Leloup, którzy przychodzili tu zawsze, już nie urzędują?
 Pan Dubest podał się już do emerytury i ja zająłem jego posadę, jako brygadier, a pan Leloup przeszedł do innego wydziału.
 — Proszę, oto moja księga-rzekła Palmira.
 Inspektor zaczął sprawdzać listę lokatorów, głośno czytając ich nazwiska z księgi, zaglądając za każdym razem do notatki własnej.
 O niektórych żądał objaśnienia, co do innych zaś poprzestawał na uwagach pomieszczanych w rubrykach ksiąg.
 Wtem przeczytał nazwisko: Juljan Servaize.
 — Jak? zapytał towarzyszący mu agent policyjny.
 — Juljan Servaize — powtórzył inspektor wskazując mu palcem.
 — To już za grubo?
 — Dla czego?
 — Ponieważ to nazwisko jest zmyślonem.
 — A pan zkąd wiesz o tem
 — Wiem i przysiądz mogę, że pani nam nie pokaże papierów tego lokatora.
 — Niemam panie — odrzekła przestraszona Palmira. — Pan Servaize nie jest lokatorem, lecz jednym z moich przyjaciół i tylko przez jakąś dziwną pomyłkę został do księgi wpisanym.
 — Dziwna pomyłka!
 — Dowód ma pan najlepszy, że zajmuje on pokój, oznaczony numerem 1, którego nie najmuję nikomu i pozostawiam dla odwiedzających mnie przyjaciół i krewnych.
 — Owszem, pokój ten figuruje na liście odnajmowanych, ów więc pan Servaize winien złożyć dowody swej tożsamości.
 Palmira widząc grożące Duplatowi niebezpieczeństwo [ 100 ]była tak zmięszaną, że nie wiedziała zupełnie, co odpo wiedzieć.
 — Niemam jego papierów — wyjąkała wreszcie. — Myślałam, że one niepotrzebne, gdyż znałam go osobiście.
 — To są żarty! Doś w tem jest! — zawołał agent. — Nikt niema prawa nazywać się Juljanem Servaize oprócz osoby, aresztowanej po stłumieniu Kommuny i przez sąd wojenny, skazanej na deportacyą przez całe życie. Nazwisko to zatem nie może należeć do lokatora zapisanego w księdze pani.
 Inspektor spoglądał co chwila na agenta zdziwiony i niezwykle zaciekawiony.
 — Skoro niema papierów, więc zobaczmy samego lokatora — rzekł. Czy jesteś pewny panie Merlin, że znasz prawdziwego Juljana Servaize?
 Wdowa usłyszawszy to nazwisko, zbladła jak płótno.
 Wiedziała doskonale od Duplat’a, że Merlin był niegdyś tajnym agentem rządu Wersalskiego.
 — Jestem tego panie najpewniejszym — odrzekł agent. — Ten lokator nie może być prawdziwym Servaizem, gdyż rzeczywisty, będąc skazanym za zbrodnię kryminalną nie mógł skorzystać z amnestyi i dotąd przebywa w Numei.
 — Czem się zajmuje ten mniemany Juljan Servaize — zapytał inspektor.
 — Przyjechał obecnie z prowincyi i robi zakupy do swego handlu.
 — Czy jest teraz w mieszkaniu? Nie wiem!
 — Jakto nie wiesz pani?
 — Rzecz naturalna. Pan Servaize jest człowiekiem swobodnym wychodzi więc i wraca kiedy mu się podoba.
 — Dobrze, zobaczymy, czy jest u siebie. Panie Merlin proszę ze mną!
 Palmira na wpół żywa ze strachu opadła na krzesło.
 Brygadjer udał się na pierwsze piętro i przybywszy do drzwi pokoju pod numer 1, zapukał.
 — Proszę wejść — odezwał się głos z wnętrza.
 Brygadjer otworzył drzwi i wszedł wraz ze swym towarzyszem.
[ 101 ] — Merlin, spostrzegłszy lokatora nie zdołał zapanować nad zdumieniem i mimowoli wykrzyknął: Duplat!
 — Merlin! — zawołał jednocześnie ex-kryminalista.
 Obaj zmieszali się w najwyższym stopniu.
 Brygadjer, widząc ich obu zakłopotanych, powziął tem większe jeszcze podejrzenie.
 — Ach! więc wy znacie się! Ale to trudno. Na służbie niema przyjaciół. Przed chwilą występowałeś pan przeciwko Juljanowi Servaize, a teraz straciłeś minę... to znaczy, że nie spodziewałeś się pan zastać tu Serwacego Duplat’a, o którym myślałeś, że jest w Nowej Kaledonii i dla tego też głównie chodziło ci o sprawdzanie tożsamości Servaize’a. Więc Duplat jest pańskim przyjacielem, tem gorzej! Choćby był nawet i twoim bratem, nie puszczę go już!...
 — Mogłem się omylić-odrzekł Merlin.
 — Nie wyprowadzisz mnie kotku w pole odrzekł brygadjer. Jeżeli ten pan nie udowodni mi, że nazywa się w rzeczywistości Juljan Servaize, to będę musiał uważać go za Serwacego Duplata, kryminalistę, który samowolnie wydalił się z wyznaczonego miejsca zamieszkania i aresztować go. Panie Duplat! — zawołał aresztuję cię w przewidywaniu, że mogę spotkać się z tobą.
 — Ależ — zaczął Duplat.
 — Napróżno będziesz pan zaprzeczał. Merlin, zobaczywszy pana niespodziewanie, bezwiednie wymówił jego nazwisko. To dla mnie dosyć. A teraz chodź ze mną, a przede wszystkiem radzę spokojnie, bo nałożę bransolety!
 Miał przeciwko sobie dwóch ludzi, gdyż w razie potrzeby Merlin z pewnością stanąłby po stronie swego przełożonego.
 Zresztą chodziło o rzecz niewielką.
 Za wydalenie się z miejsca zamieszkania kara bagatelna, a po odbyciu jej potrafi połączyć się znów ze swymi wspólnikami i odebrać swoją należność.
 — Nie myślę opierać się — odrzekł — ale niech pan zarządzi tak, aby nikt w hotelu nie wiedział o tem co się stało, ze względu na właścicielkę, która winna jest tylko tyle, że przyjęła mnie na słowo, a której taki skandal mógłby zaszkodzić. Więc wyjdźmy po cichu i siądźmy do dorożki.




#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false