Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom IV/XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Chcąc przekonać się o ile trucizna wywarła swój wpływ zabójczy, Gilbert postanowił pomówić z Blanką.
— Słuchaj mnie moje dziecko-zaczął.
Blanka nieodwracała nawet głowy, zdając się niesłyszeć zupełnie słów jego.
Wówczas nachylił się nad nią, ujął jej ręce i rzekł:
— Przynoszę ci dobrą wiadomość. Wkrótce będziesz mogła zobaczyć się z matką.
Na kilka dni przedtem, może jeszcze w wigilję tego dnia Blanka, słysząc te słowa rozpłakałaby się z radości, ale teraz pozostała obojętna.
— Dziecię moje drogie, słyszysz — mówił dalej wkrótce zobaczysz swoją matkę, którą tak kochasz... uściśniesz ją...
Na ten raz dziewczyna drgnęła, spojrzała na kata swego, przyłożyła obie ręce do czoła i głosem cichym, a bardzo smutnym odrzekła.
— Zobaczę... nucisnę... — i dwie łzy stoczyły się z pod jej powiek.
Łzy te zaniepokoiły Gilberta.
— Czy przypominasz sobie? zapytał.
Blanka zapadła znów w stan odrętwienia.
Nikczemnik zapragnął próby ostatniej.
— Przyszedł Lucyan Kernoël — rzekł Gilbert-twój narzeczony.
Blanka nieporuszyła się nawet, jak gdyby niesłyszała.
Teraz Gilbert nie miał już najmniejszej wątpliwości. Belladona spełniała swoje zadanie. Blanka utraciła pamięć.
Odszedłszy do swego gabinetu, napisał pod adresem Grancey’a następującą depeszę.
∗ ∗
∗ |
Grona tej, co on, kategoryi, lubią zmieniać miejsca. Zawiązał przeto znajomości ze wszystkiemi prawie podejrzanemi domami gry.
Z pomiędzy nich, upodobał sobie szczególnie szulernię, znajdującą się w Batignolles.
Towarzystwo tam było jeszcze bardziej mięszane, niż u Leokadyi Grywano na grube stawki w ruletę i bakarata.
Między zwykłemi gośćmi w tej jaskini Grancey zauważył dwóch mężczyzn, których fizyonomje zwróciły jego uwagę.
Elegancko ubrani, przybywali razem, stawiali skromne stawki i razem odjeżdżali, ażeby nazajutrz znów przegrać na nowo.
Dwaj nieszczęśliwi ci gracze wzbudzili ciekawość Grancey’a.
Zaczął dowiadywać się o nich.
Byli to, jak mu powiedziano, dwaj doktorzy bez klienteli.
Zaintrygowany, zaczął dalej prowadzić śledztwo, jakie go bardzo zadowolniło.
Udał się znowu do szulerni i znalazł obu tych nierozłącznych z sobą przyjaciół z różnicą, że jeden z nich tego wieczora rzucał złoto i banknoty na zielone sukno stolika.
Gdy mieli wychodzić zgrani do nitki, Grancey zbliżył się mówiąc:
— Czy mógłbym na chwilę pomówić z panami?
— Dobrze, ale nie tutaj.
— Mam panom przedstawić bardzo ważną sprawę...
— A zatem u nas w domu, przy ulicy Rochechouard, ztąd o dwa kroki. Radzibyśmy wiedzieć wprzód jednak o co chodzi?
— Chodzi o zarobienie grubej sumy pieniędzy.
Oczy gracza zapłonęły chciwością.
Skinął na swego towarzysza i razem we trzech wyszli z Grancey’em udając się na ulice Rochechouard.
Znalazłszy się na chodniku, pierwszy którego nazwiemy doktorem Liray chciał pytać.
[ 71 ] Grancey mu na to niedozwolił.
— Żadnych pytań — odrzekł — bo nie odpowiem.
— W takim razie możemy pana nieprzyjąć u siebie.
— Macie panowie prawo ku temu, lecz przed tem chciejcie mi powiedzieć w jaki sposób zarobicie jutro w Schronieniu dla obłąkanych w Villeneuve trzy tysiące franków, które panom powierzone zostały na zapłacenie pensyi za chorego, a które przegraliście w szulerni?
Doktór Liray zbladł, równie jak i jego towarzysz.
— Kto panu o tem powiedział? — wyjąknął przytłumionym głosem.
— Mniejsza z tem kto powiedział, dość że wiem.
Nie było co odrzec. Obaj doktorzy szli dalej. Po upływie kilku minut zatrzymali się przede drzwiami oznaczonemi numerem 3 i szli na trzecie piętro, gdzie nade drzwiami widniała tabliczka mosiężna z napisem.
Liray otworzył drzwi, zapalił lampkę i wprowadził swoich towarzyszów do gabinetu.
— Jest godzina trzecia nad ranem — rzekł Grancey — śpieszno mi wracać do domu, w krótkich słowach opowiem panom o co chodzi. Poznałem, że jesteście ludźmi bez skrupułów.
— Czegóż więc pan żądasz?
— Potrzebuję waszych podpisów. Nie na cele handlowe, upewniam. Utraciłyby swoją wartość, będąc umieszczone na papierze stemplowym — dodał, śmiejąc się, mniemany wicehrabia. — Potrzebuję lekarskich podpisów i zapłacę za każdy z nich po pięć tysięcy franków.
Liray wraz ze swym towarzyszem Despreaux spojrzeli na siebie wzajem.
— Wytłumacz nam pan to jasno — ozwał się doktor Liray.
Grancey wyjął z kieszeni okrycia arkusz papieru stemplowego we czworo złożony.
— Posłuchajcie! — rzekł i czytał głośno co następuje:
[ 72 ] „My niżej podpisani doktorzy fakultetu Paryzkiego Józef Liray zamieszkały przy ulicy Rochechouart, pod numerem 84 i Emil Despreaux, mieszkający przy ulicy Clignaucout pod numerem 48 stwierdzamy po ścisłem wyegzaminowaniu chorej, do której wezwani zostaliśmy, że panna Alina Eugenja Pertuiset urodzona w Paryżu dnia 3 Września 1871 roku, córka legalna Jana Pawła Pertuiset zamieszkałego na Strasburskim bulwarze pod numerem 56 i jego nieżyjącej małżonki Klaudyny Pertuiset dotknięta została osłabieniem mózgowem mogącem sprowadzić w krótkim czasie obłąkanie, skutkiem czego rozkazujemy tak ze względów bezpieczeństwa zdrowia publicznego, jako i własnym interesie chorej, ażeby została umieszczoną w Domu zdrowia i oddana specyalnemu leczeniu.
„Na wiarogodność czego podpisujemy niniejsze świadectwo.
Paryż, dnia 2 Listopada 1889 roku.
Grancey ukończył czytanie.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |