Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza/Tom III/XXXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza |
Wydawca | Władysław Izdebski |
Data wydania | 1898 |
Druk | Tow. Komand. St. J. Zaleski & Co. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Władysław Izdebski |
Tytuł oryginalny | La mendiante de Saint-Sulpice |
Źródło | Skany na Wikisource |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
W pałacu przy ulicy Vaugirard, Gilbert wyczekiwał sposobnej chwili do wymierzenia Henryce ciosu stanowczego.
Nazajutrz tego dnia, w którym Duplat poznał na wyścigach swego dłużnika, fałszywy Grancey i Rollin przepędzili z sobą całe popołudnie i uprojektowali udać się we Środę do Lamorlaye dla obejrzenia stajni wyścigowej.
Były dependent miał przybyć do Gilberta o dziesiątej rano.
Na godzine przed tym terminem do gabinetu Rollina wszedł lokaj z oświadczeniem, że jakiś pan chce się z nim widzieć.
— Czy dał swój bilet?
— Nie dał, ale powiedział, że przybył w interesie bardzo ważnym i że nazywa się Juljan Serwaize.
Gilbert zbladł.
PRIVA Przy pomniał sobie, iż nazwisko to przeczytał w dniu 28 Maja 1871 roku na akcie w merostwie jedenastego okręgu, gdy składał deklaracye o urodzeniu Maryi-Blanki jako swej córki i że ukrywa się pod niem Serwacy Duplat.
[ 186 ] — Czego on chce odemnie? — zapytywał się — wszak sprzedał swą wierzytelność za pięćdziesiąt tysięcy franków. Czy pragnie wyzyskać tajemnice urodzenia dziecka. Wprawdzie trzy ma mnie w ręku, ja jednak również go trzymam. Będąc skazanym jako pospolity kryminalista wydalił się samowolnie z wyznaczonego mu miejsca zamieszkania i przebywa w Paryżu, gdzie mu mieszkać nie wolno. Ma więc czego obawiać się, a tacy ludzie skłonni są do ustępstw.
Nagle przyszła mu do głowy myśl, która w nim wywołała dreszcz pomimowolny.
— A jeżeli on widział się z Joanną Rivat i porozumiał, w takim razie groziłoby mi niebezpieczeństwo ogromne. Muszę go przyjąć.
Lokaj milczał i czekał na odpowiedź.
Rollin zwrócił się ku niemu i kazał wprowadzić gościa.
Po chwili ex-kapitan Kommuny wygolony, wystrojony i pewny siebie wszedł do gabinetu.
Gilbert spoglądał na niego zdziwiony.
— Kochany panie Rollin — rzekł Duplat, podchodząc z uśmiechem na ustach — widzę, iż nie poznaje mnie pan...
— Owszem — odrzekł Gilbert chłodno — poznaję tem łatwiej, iż głos pański nie zmienił się i zresztą, gdy lokaj mój zaanonsował mi pana Juljana Servaize’a, wiedziałem z góry, że to pan nim jesteś...
Przez głowę Duplata piorunujące przemknęło podejrzenie.
— Wiedziałeś pan, że pod nazwiskiem Juljana Servaize ukrywa się Serwacy Duplat?
— Wiedziałem.
— A to jakim sposobem?
— Cóż pana to obchodzi. Wiedziałem i dosyć.
— Dosyć dla pana, ale nie dla mnie. Proszę pana po wiedzieć mi to wyraźnie. Muszę wiedzieć niezwłocznie od kogo dowiedział się pan o zmianie nazwiska.
— Nie widzę potrzeby odpowiadać panu. Ale zapytam, jaki powód sprowadza go do mnie?
— Więc to tak? — zawołał Duplat. — Tem gorzej dla pana... Później o tem pomówimy. Zdaje mi się, że wiesz aż nadto dobrze co mnie tu sprowadza.
— Niedomyślam się zupełnie.
[ 187 ] — Masz widzę krótką pamięć, do djabła. Do odświeżenia ci jej jednak wystarczy jedno zapytanie: „Czy córka Joanny Rivat jest zdrową?
— Nierozumiem zupełnie co pan chcesz przez to powiedzieć i co masz na myśli-odrzekł Gilbert czelnie.
— No, niespodziewałem się tego. Skoro więc chcesz pan bym powiedział?
— Mam bardzo niewiele czasu, więc proszę być zwięzłym i mówić krótko.
— Będę się o to starał i powiem jak najkrócej. Siedemnaście i pół lat temu, w dniu 28 Maja 1871 roku dostarczyłem na pańskie żądanie małą dziewczynkę, mającą około trzech dni życia dla zastąpienia nią zmarłej córki pańskiej...
— Stara, jak świat, historya. Przypuszczam, iż nie po to przyszedłeś pan, aby mi ją opowiedzieć. Zatem proszę, pomiń ją...
— Dobrze. Dzięki przyjęciu tego dziecka, żona pańska objęła w użytkowanie dochody z sukcessyi po stryju.
— Tak.
— Po upadku Kommuny zostałem zadenuncyowany i aresztowany. Na razie nie wiedziałem kto to mógł mnie zadenuncyować, dziś jednak mógłbym wymienić nazwisko tego pana...
— Które mnie bardzo mało obchodzi — odparł czelnie Gilbert z podrażnieniem.
— Tak pan mniemasz? Niech i tak będzie. Później pomówimy o tem. Mogli mnie nawet rozstrzelać, wysłali jednak tylko do Numei. Dla czegom nie wrócił zaraz po ogłoszeniu amnestyi, to kwestya inna, dość, że dziś jestem. Zawdzięczasz mi pan dziś bagatele, cały majątek jaki posiadasz i z którego się utrzymujesz i winieneś mi sto pięćdziesiąt tysięcy franków!
— Doprawdy — odparł Rollin chłodno — w miarę jak patrzę na pana coraz bardziej utrwala się we mnie przekonanie czyś nie utracił zmysłów?
— Czemuż to? — zapytał Duplat szyderczo.
— Z tej prostej przyczyny, że ci nic nie winienem.
Dupla rzucił się rozwścieczony.
— Coś pan śmiał powiedzieć?
[ 188 ] — Powiedziałem, żem nie winien panu ani grosza. Chyba nie przypuszczasz żeś trafił na tak głupiego, który będzie płacił dwa razy.
— Dwa razy! — zawołał Duplat, rzucając piorunujące spojrzenia. Dwa razy. Więc pan jeszcze kpisz ze mnie. Ostrzegam, że źle czynisz postępując sobie w ten sposób ze wspólnikiem, który w potrzebie wyświadczył ci taką przysługę. Zaprzeczasz zatem, żeś wystawił oblig, na sto pięćdziesiąt tysięcy franków?
— Niczemu nie zaprzeczam...
— A więc. Termin wypłaty nadszedł więc, albo dawaj pieniądze, albo...
— Mów pan ciszej — zawołał Gilbert — widzisz, nie panujesz nad sobą; kiedy ja mówię najspokojniej, ty unosisz się i krzyczysz, jak szalony, a to doprawdy między ludźmi naszej sfery nie wypada!
— Będę mówił ciszej, jeżeli przyznasz, że zapłacisz dług...
— Dobrze, pokaż pan oblig, a zapłacę.
Duplat spodziewał się tego żądania i miał odpowiedź gotową.
— Niemam pańskiego obligu. Zniszczyłem go przed aresztowaniem mnie, bałem się bowiem, że gdy znajdą go przy mnie, zostaniesz pan skompromitowany. Nic to nie znaczy jednak, kiedy pan dług przyznajesz. Jeżeli nie masz pan teraz pieniędzy, mogę trochę poczekać. Nawet nie będę żądał procentu, a wrazie koniecznym mogę coś opuścić. Przecież można we wszystkiem ułożyć się po przyjacielsku. No daj pan sto tysięcy franków, a pokwituję go, czy zgoda?
— Nie tylko stu tysięcy franków, ale niedam nawet stu sous, rozumiesz! Nie pozwolę oszukać się!
— Oszukać się?
— A tak, gdyż chcesz mnie obedrzeć. Całe opowiadanie twoje jest wierutnem kłamstwem, ponieważ nie zniszczyłeś obligu przed aresztowaniem.
— Ależ...
— Powtarzam że kłamiesz, a na dowód, patrz.
Tu Gilbert wysunął szufladkę biurka, wyjął z niej wy[ 189 ]kupione u Grancey’a obligi i pokazał je Duplatowi, nie dajac mu ich do ręki.
Duplat rzucił się ku niemu, jak jaguar, Rollin jednak cofnął się o krok pochwycił rewolwer i wymierzył ku niemu.
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]
This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home. Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.
| |