Jump to content

»Sąsiadka«, komedya w 3 aktach

From Wikisource
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Makuszyński
Tytuł »Sąsiadka«, komedya w 3 aktach
Pochodzenie Dusze z papieru Tom I
Data wydania 1911
Wydawnictwo Towarzystwo Wydawnicze
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Wikisource
Inne Cały tom I
Cały zbiór
Indeks stron
[ 157 ]

»Sąsiadka«, komedya w 3 aktach.

 

Dopiero po wystawieniu na scenie warszawskiej »Podczłowieka« zaczęliśmy cenić zajmującego pisarza i nowelistę, autora »Chimery» i »Miasta« również jako komedyopisarza. Jaroszyński, człowiek z wielką kulturą, znalazł wreszcie to wzniesienie nad poziomem, skąd spogląda spokojnym uśmiechem na chaosik, gotujący się w kotle naszych dni. Spostrzeżenia swoje notuje ciekawie, zajmująco, wesoło; często w drobniutkiej nowelce zaśmieje się tak wesoło, z taką wyborną, pogodną ironią, że nowelka jest arcydziełem.

Taki uśmiech »przez pół drwiąco, przez pół seryo« jest etykietą »Sąsiadki«, wesołej historyi o »prawie« smutnych sprawach, które nieraz mają na fizyognomii grymas shawowski, a nieraz stroją miny zgoła pospolite, zważywszy, że stroić je bardzo łatwo.

Ale uciszmy się, bowiem »sąsiadka« zawodzi [ 158 ]tryle pięknym altowym głosem; była panna, obecnie śpiewaczka, Irma Silvani sieje zgorszenie w całej kamienicy, sterczącej naprzeciwko jej okien; niewiasta ta bowiem czyni wystawę ze swych wdzięków, ociekających podobno tłuszczem. A byłby tego nie zauważył pan Stefan, z zawodu architekt (nareszcie i architekt jest bohaterem dla tem większej senzacyi), gdyby mu własna żona nie wskazała drogi. Architekt ten jest to człowiek wielce spokojny, doglądający budowy kościołów, a nie oglądający budowy panny Silvani; ze znanych mi bohaterskich architektów ani Solness nie był człowiekiem cnotliwym, ani spółka budowlana »Fasolt i Fafner«, twórcy Walhalli, którzy dybali srodze na dziewiczą Freję. Ale dyabli nadali, że żona tego sympatycznego architekta, obszedłszy srogi zakaz, wywieszony na każdej nowej budowli, że »obcym na budowę wstęp surowo wzbroniony«, wetknęła palce między drzwi. Napisała do własnego męża list, proszący go o schadzkę i podpisała — Irmę Silvani, aby się dowiedzieć, co mąż zrobi z listem, pokaże go czy nie pokaże żonie? Mąż przeczytał list i naturalnie, schował go szybko do kieszeni, czem naraził na szwank dobrą sławę wszystkich architektów i zrobił zawód może jednemu, a może aż dwom podlotkom wśród publiczności, które były przekonane, że porządny mąż powinien taki list [ 159 ]oddać żonie. Ale dobry budowniczy zrozumiał, że gdyby tak był zrobił, nie mógłby komedyi wyprowadzić pod dach i skończyć budowy, — historya skończyłaby się zaraz w drugiej scenie i nie byłoby co robić dalej. Ale pyta o radę przyjaciela. Ten przyjaciel to jest kapitalna figura, znakomita figura, która się Jaroszyńskiemu udała nadzwyczajnie. Zowie się pan Eustachy i pochodzi z Paryża; jest to niebieski ptak z kategoryi najbardziej niebieskich, takich, których się już nawet bulwar paryski wstydzi. Jaroszyński, świetnie znający życie paryskie, przywiódł go za kołnierz wprost z bulwaru St. Michel, kędy pan Eustachy codziennie pomnaża chwałę imienia polskiego, wieszając zapewne psy na ukochanej ojczyźnie i kędy pija whisky z wodą sodową na rachunek jakiegoś niedoświadczonego młodzieńca, co właśnie przyjechał do Paryża i wpadł pod opiekuńcze skrzydła straszliwego anioła, pana Eustachego.

Pan Eustachy jest jednakże orłem wśród niebieskich ptasząt; nie pożycza zapewne nigdy niżej ludwika, nie pospolituje się z byle kim, nie jada byle gdzie, chociaż nieraz sypia byle gdzie; robi operacye zawsze na wielką skalę i zawsze z godnością; jest z zawołania rojalistą, bo nie znosi republikańskiej hołoty; pozatem jest człowiekiem bez przesądów, nie uznaje tylko tradycyi, na którą pluje z odległości kilku [ 160 ]wieków. Jaroszyński zna świetnie ten typ, którym się specyalnie Paryż dławi; z lubością prowadzi po scenie ten rzadki okaz kanalii, pozwalając mu gadać, co mu się żywnie podoba. Pan Eustachy prezentuje się tedy wszechstronnie. Doprawdy, że kanalia ta jest... sympatyczna; czuje się dla tego wesołego wisielca sympatyę, jaką się ma np. dla »złodzieja gentelmana« Arsena Lupin. Po co takiego brać tragicznie? Bardzo słusznie... Na wszelkie kazanie plunie pan Eustachy z tą samą godnością, jak plunie na rodaka, który niema marnych tysiąca franków. Zresztą pan Eustachy ma swój styl, bo i wisielec przecie ma swój styl.

Pan Eustachy jest stylowy w swojem oburzeniu, kiedy mu każą pić wódkę z tego samego kieliszka, z którego przedtem już ktoś pił.

— Ach, te wasze szlacheckie tradycye... okropne rzeczy!

Stylowy jest, kiedy zapytany o radę w sprawie panny Silvani, przekonuje niedołęgę przyjaciela, że powinien korzystać ze sposobności, bo zdrada żony będzie w jednostajności szczęśliwego pożycia, czemś jak pieprz i sól w mdłej potrawie. Więc się w architekcie obudził lew, który wsadził w butonierkę czerwony gwoździk i poszedł na miłosną schadzkę. Żona zasię uderzyła w srogi lament, jakby to zresztą każda zrobiła na jej miejscu. Kiedy zaś odniesiono jej [ 161 ]mężowi zapomniany u panny Silvani mankiet, rozdarło jej się serce i pojechała sobie do mamy, po wybornej scenie, która znakomicie udawała, że jest groźnie tragiczna.

A architekt się zachwiał w posadach, jak źle zbudowana kamienica, bowiem jest srodze zdenerwowany. »Przyjaciel« Eustachy nawet przywodzi go do ostatniej pasyi, możnaby rzec »szewskiej pasyi«, gdyby bohater nie był zdeklarowanym architektem; lecz przyjaciel ten to jednak bezczelne indywiduum; kiedy się biedny architekt aż tarza w swej wesołej rozpaczy, pan Eustachy, przybrany w jego tużurek, powiada:

— Mój kochany, czemu ty tak tyjesz, twój tużurek jest na mnie za szeroki. Idę się przebrać w twój smoking...

Rozpacz targa architektem, jak wściekły pies; kocha się w pannie Irmie bez pamięci; niewidzący dotąd świata, cichy i potulny, wpadł w tę miłość, jak w studnię. Oszalał, przekonany, że panna Irma oszalała także. To też z wielkim podziwem słucha, jak »przyjaciel« Eustachy opowiada, że panna Irma Silvani przeprowadza się do »pałacu«.

— Do jakiego pałacu?

— Do tego, który jej podarował bankier.

— Głupiś! Ten pałac zwróciła bankierowi z miłości do mnie.

— A z miłości do mnie przyjęła go z [ 162 ]powrotem — rzecze spokojnie pan Eustachy. — Żenię się z panną Irmą Silvani.

Architekt ryknął jak lew.

— Mój drogi — powiada na to pan Eustachy — trzeba rzecz osądzić trzeźwo. Kto ty jesteś? Architekt! Uważasz? Architekt? Co masz? Pięć, sześć tysięcy rubli dochodu. A ja mam przynajmniej pozycyę społeczną.

Potem uwiązał wszystkie swoje pakunki... do guzika od kamizelki i poszedł się ożenić z byłą panną Irmą Silvani, pożyczywszy na koszty weselne tysiąc rubli — od teścia architekta. Kochany pan Eustachy!

— To, że żona romantycznego architekta wróciła na łono rodzinne, że biedak wytrzeźwiał i teraz pewnie buduje kościół, to się samo przez się rozumie.

Historya jest wesoła, w niektórych zaś ustępach bardzo wesoła przez udawanie, że jest bardzo smutną. W wybornem udawaniu straszliwego tragizmu, w świetnej, groteskowej parodyi rozpaczy Jaroszyński jest znakomity. Okazał, że umie to czynić subtelnie i ironię stroić potrafi na najczystsze tony.

Kiedy nieszczęsny architekt opowiada o swojej »śmiertelnej, ha! demonicznej miłości« wcale okropnym głosem i ryknie wreszcie z rozpaczy już nie jak jeden architekt, ale jakieś całe. konsorcyum budowlane — jest doskonały. Straszliwy [ 163 ]dramat małżeński, na starą zrobiony modłę, bez tej groteskowości wcale nieciekawy, ma wyborną minę wskutek tego pysznego oświetlenia. Chcemy ten zamiar autora, zmierzający do wesołego, shawowskiego eksperymentu, uważać za jego zamiar przewodni przy pisaniu »Sąsiadki«, bo wtedy można autorowi »Podczłowieka« wybaczyć mdłość fabuły, historyę sfałszowanego listu i historyę — z mankietem. Wobec tego jednak, że sobie Jaroszyński z fabuły uczynił tylko kanwę do snucia na niej wesołych rzeczy i tło do pokazania na niem dwóch przepysznych figur, nie mamy mu nic w tym względzie do zarzucenia. Oskar Wilde, aby wygłosić kilka wybornych powiedzeń, robił często fabułę tak banalną, że można od tych banalności dostać zawrotu głowy, słuchając np. historyi »Jak można zostać Ernestem?« (»Birbant«)

Poza wspomnianą, wyborną groteskowością sytuacyi tragikomicznych, namalował Jaroszyński dwie niezrównane figury; jedna to pan Eustachy, który ma już na scenie polskiej dalekiego kuzyna, doskonałą postać w tym stylu w przeróbce scenicznej z powieści Zapolskiej »Zaszumi las«, tylko, że pan Eustachy jest to wytworny markiz wśród różnych kanalii z paryskiego bagna, a tamten to tylko zwyczajny ptak niebieski, któremu się nawet całego franka nie pożycza, bo należy do kategoryi niższej [ 164 ]w hierarchii paryskich »łazików«. Drugim świetnym okazem w sztuce Jaroszyńskiego jest »pan Dyonizy« szlagon z takiego dworku, którym handlował w każdej niemal swojej sztuce Przybylski; u Jaroszyńskiego jest to figura żywsza i piękniejsza. Poczciwe to szlagonisko, z duszą poczciwą i złotą, jak. pszenica, szczypiące pokojówkę w łokieć »więcej z przyzwyczajenia, niż z potrzeby«, doskonałe jest przedewszystkiem w scenach, w których pan Dyonizy jest sam na sam z panem Eustachym, pożyczającym i z przyzwyczajenia i z potrzeby. Sceny te są mistrzowskie.







#licence info
Public domain
This work is in the public domain in the United States because it was first published outside the United States prior to January 1, 1929. Other jurisdictions have other rules. Also note that this work may not be in the public domain in the 9th Circuit if it was published after July 1, 1909, unless the author is known to have died in 1953 or earlier (more than 70 years ago).[1]

This work might not be in the public domain outside the United States and should not be transferred to a Wikisource language subdomain that excludes pre-1929 works copyrighted at home.


Ten utwór został pierwszy raz opublikowany przed dniem 1 stycznia 1929 r., i z tego względu w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej znajduje się w domenie publicznej. Utwór ten nadal może być objęty autorskimi prawami majątkowymi w innych państwach, i dlatego nie zaleca się przenoszenia go do innych projektów językowych.

PD-US-1923-abroad/PL Public domain in the United States but not in its source countries false false