I buntem wyskoczyłem z człowieczego ciała,
Wściekły, żem z Ziemią wiecznem przymierzem jest skuty,
I że mi się wyborem na zawsze dostała.
I, znów Duch, w grozie mocy straszliwej i buty,
Olbrzym, zaparłem stopy swe o gwiazd ściernisko,
Co bolesnemi drżało pode mną podrzuty.
I potworną postacią schyliwszy się nisko,
Strzępiąc rozwianym włosem chmur lecących płaszcze,
W garść pochwyciłem Ziemię: „Hej! pójdź mi w igrzysko!
„Silny jestem i dumny i nie zaprzepaszczę
„Dumy swojej! Leć w drogę, co w bezbrzeż zastygła,
„Albo cię stopą twardą, jak płaza, rozpłaszczę!
„Bądź nad innemi gwiazdy daleka i śmigła,
„Wola ma ukochała niewidne zaświaty,
„W zaświatach żyj, jak chłodna ma myśl niedościgła!“
I jakąś straszną siłą nadmiaru bogaty,
Skurczonego w stłok ścięgien ramienia rozmachem
Cisnąłem ją, jak kulę, w bezmiar lodowaty.
Potoczyła się między gwiazd złocistym piachem,
Z świstem siejąc iskrzyce prującem mrok łonem,
Aż przestwory pobladły srebrno-sinym strachem.
Page:Staff - W cieniu miecza.djvu/133
Appearance
This page has been proofread.
129