Kołys twych biódr, twych członków kręgi nieprzytomne
Łkały prośbą o noce rozkoszą ogromne;
Niósł cię zawrót, przeczucie odurzeń, zachwytów,
A lot pętała rozpacz wszystkich niedosytów
I tam opadał w ruchy gniewne, mściwe, harde.
Piersi twe krzepkie, jędrne, wyniosłe i twarde
Wznosiły się w zielonej uwięzi stanika,
Jak bunt nieposkromiony i tęsknota dzika.
Szalało ciało twoje drapieżne i gibkie
W ruchach, co, jak grzech słodki, gorące i szybkie;
Wyciągałaś wabiące, zachłanne ramiona,
Chwytałaś sen i próżnię cisnęłaś do łona;
Nieprzytomna, zdyszana, ogniem rozgorzała
Stałaś się wirem szat swych i młodego ciała – –
– – I nagle z barw i kręgów wykwitłaś, jak z burzy
Cisza, jak perła rosy z serca krwawej róży
I stanęłaś spokojna, jak piękno, co święci
Zwycięstwo swe! I taka żyjesz w mej pamięci:
Posąg zakrzepły w krasę najwyższą, jedyną,
Trwasz w rozkwicie szat lotnych, tańcząca Godzino,
Coś zachwycona sobą, jak dziełem nad dzieła,
Nie chciała, piękna, minąć i – w locie stanęła!
16