MORITORUS.
Mający umrzeć witam cię, wielki Cezarze,
Dumnem skinieniem dłoni! W szmerze i rozgwarze
Podziwu, wśród orszaku zasiadłeś i jeno
Okrzyki na twą chwałę wstrząsają areną
Za zgotowane tłumom zapaśne igrzyska.
Oliwą namaszczone ciało me połyska,
Otoczone wkrąg twarzy niecierpliwych murem,
Co pieszczą oczy gibkim mych członków marmurem
I w młodzieńczem mem ciele bez skaz i przepaski
Zgadują przyszłe rany, co sczerwienią piaski.
Wypuść, władco, z zwierzyńców swych lwy i tygrysy!
Jedno słońce oświeca wawrzyn i cyprysy:
Zbrzydło mi już zwyciężać zwierzę, z którem walczę
Krótkim mieczem i zwierzę w tłumie bałwochwalcze,
Zbyt podłe, by nędznego twojej krwi szkarłatu
Dodać spełzłej purpurze twego majestatu.
Otwórz zwierzyńce swoje dzikie, bo mi śpieszno
Dać tej zgrai z krwi swojej biesiadę ucieszną:
Bo przez kły i pazury podarty na ćwierci
Wydrę ci, tchórzu śmierci, podziw dla mej śmierci
I w nim pierwszy raz zrównam Cezara i tłumy!
I wszystkie orły twojej cezarycznej dumy,
Co na skrzydłach swych niosły Nikę twych legjonów,
Wypuszczą twą purpurę ze spiżowych szponów,