ZDARZENIA CICHYCH LUDZI.
Z usty uśmiechniętemi bolesną słodyczą
Wsłuchani w nieruchome wieczoru milczenie,
Upadające z nieba gwiazdy szeptem liczą.
Wszyscy mają głębokie w cichych oczach cienie,
Kroczą przez złote liści opadłych całuny
I śnią zachody słońca smutne nieskończenie.
Całują harf umarłych potargane struny,
Jak mgły jesienne chodzą po uwiędłej łące,
Szukają ziół nieznanych, by znaleść piołuny.
Są dziewczęta oślepłe, na ustach gorące,
Co z chłodnych kwiatów liści obrywają senne —
Ciekawe wróżb... a oczy mają niewidzące.
Są młodzieńcy, co wstrzymać chcą biegi codzienne
Braci, by pytać o coś, a twarde pieczęcie
Milczeń na ustach noszą, wieczyste, niezmienne.
Są starce, łzami tęsknot rozmodleni święcie,
Którzy męką pytania w niemowląt źrenice
Patrzą i próżno znaleść chcą wielkie zaklęcie,