DROGOWSKAZY.
Zbyt wiele nocy śniłem odkrywcze wyprawy
Wśród czterech nienawistnych ścian swojego domu:
Roiłem brzeg daleki nieznany nikomu,
A łkałem, gdym się ze snu obudził dla jawy...
Rzuciłem nędznej izby próg, poszedłem głazy
Zaklinać, pytać drzewa każdego o drogę
I już w dom wracać nie chcę i wrócić nie mogę,
Bo w każdej rzeczy czuję tajne drogowskazy.
Ścigałem złote słońce spokojne niezmiennie,
Biegłem za wichrem, chmurą, by na drogi końcu
Przestać wierzyć obłokom i gwiazdom i słońcu,
Bo wiodą w świat! Och, wiecznie w świat! Zawsze, codziennie!
Zbrzydziłem przewodników i biegłem szalony
Niedeptanemi drogi i nieraz na ciemnej
Ścieżce, nocą, drogowskaz wyrastał tajemny,
Któremu rozstaj ręce rozpierał w dwie strony.
Wyczerpany — z nadzieją pod sterczącem drewnem
Usypiałem... Lecz noc mi gotowała zdradę...
A gdym o brzasku czoło ze snu dźwigał blade,
Wyłem z rozpaczy w świetle świtania niepewnem!...