się obrócą te twoje całe nadzieje, ten Świętosławek mały?
— Maryo, czy też prawej małżonce wiara i nieskazitelność są mniej milszemi, niżeli matce jedyne, o Maryo, jedyne jej dziecię?
— Najdroższa siostro, widzę okropne cierpienia twoje, lecz posłuchaj, a możesz im koniec położyć! Wczoraj trzech powróciło rycerzy z Kijowa; oświadczyli oni, że Mikołaj nie żyje.
— Kto ci o tem powiedział? — przerażającym i pomieszanym głosem zawołała Małgorzata.
— Ten — rzekła Marya — co jedynie i najgodniej miejsce jego zastąpić może, który nas przed najokropniejszą burzą zasłonić tylko zdoła.
— Kto?
— Wacław — odpowiedziała Marya.
— I tyżeś to imię wyrzekła! Ach, lękaj się, najsłabszej mojej dotknęłaś strony! Nie, Maryo, oszukano cię, zdradzonaś! Wtem porwała się Małgorzata z krzesła i dalej mówiła:
— Jutro położę koniec wszystkiemu; mam sposób! Tak, w grobie mieszkać będę, ale nieskażona, ale niewiarołomna!...
— Tak więc dumna Małgorzata odpowiedziała, pogardziła ręką Zbiluda! — rzekł Zbilud.
— I Sambora! — rzekł Sambor.
Toż samo powtórzyli i Zema i Bodzanka i przy
świszczącym wiatrze wokoło okien, przy kominkowym ogniu dumając i wychylając liczne kielichy miodu, przemyślali nad pomstą obrażonej zalotnych rycerzów sławy.