dy, zakochane w białej szacie twoich wierzchołków, zostawiły wraz z promieńmi tajemnice niebios na niedostępnych twych śniegach?. . . Milczysz! . . . boś zanadto dumny, abyś się miał zniżyć do mowy śmiertelnych! . . .
Coraz czarniejsze otaczają mnie cienie. Różane gór barwy konają powoli w nienawistnych uściskach ciemności. Odwracając się, dostrzegam tylko ponurą jurańską opokę, która zdaje się mnie przestrzegać, że wszystko na ziemi kończy się prochem. Drzewa jej, chyląc się ku mojej głowie, poruczając wiatrom szelest liści, podobny do odgłosu śmierci. Domagałem się odpowiedzi od piękności i od światła i nie otrzymałem żadnej, nie rzekłem słowa do ciemności i zaguby, a jednak powiew wieczora przyniósł mi ich odpowiedź.
W potrójną przepaść połamana skała dźwiga na sobie sypiące się Aary potoki. Wokoło dzika, pustynia: nagie skały, ciemne sosny, mech szary. Fale rzeki skaczą po urwiskach, łamią się na ostrzach i, zaokrąglenie wody płynnej straciwszy, w zdruzgoconą zamienione pianę, ulatują w powietrze, opadają z szumem, przedzierają się przez zapory z rykiem i z niezmiernej wysokości lecą w głąb czarnej otchłani, gdzie błyszczące z tęcz śmigają wieńce i wiązki z światła igrają. Zdaje się patrzącemu, że ogrom spadającej wody wszystko za sobą porywa, że twarde łono góry, po której płynie, drży pod jej popędem. Huk piorunu, przemijający na niebie, tu trwa ciągle i w każdej panuje chwili. Krople, oderwane od bałwanów Aary, kołują po przestrzeni, to raz zamglewają powietrze, to znów w lśniącej się chmurze uciekają z korytem. Trzy mosty, zawieszo-
- ↑ Aar, rzeka szwajcarska, płynie między Jurą a Alpami i wpada do Benu.