zgasnąć. Nieszczęściem dla nas ksiądz Naruszewicz[1] miał tyle tylko czasu, aby skreślić przebieg pierwszych wieków historyi naszej. Przydomek Tacyta polskiego, który mu dali współcześni, dostatecznie określa, jak dalece odpowiedział swemu zadaniu. Naruszewiczowi również zawdzięczamy zupełne tłómaczenie Horacego i kilku ód Pindara. Resztę polskiej historyi powierzono Towarzystwu literackiemu w Warszawie, którego członek każdy miał opracować jedno panowanie. Spodziewamy się ujrzeć wkrótce to olbrzymie dzieło w ukończeniu; więcej niż połowa jest już dokonana.
Kniaźnin[2] jest także jednym z poetów doby Stanisława Augusta. Poezya jego nie ma wprawdzie mocy Trembeckiego ani wdzięku Karpińskiego, lecz przebija w niej dowcip i łatwość Krasickiego. Nie chcąc nużyć Pana długiem wyliczaniem talentów zabłysłych w dobie odrodzenia naszego piśmiennictwa, przejdę do obecnego stanu literatury w Polsce. Wspomnę tylko jeszcze o Szymanowskim[3], który w świetnym przekładzie Świątyni w Knidos udowodnił, że język polski zdoła oddać wdzięk i subtelność niezrównaną.
Znane są Panu nasze nieszczęścia. Wiesz Pan, z jaką wytrwałością walczyliśmy z losem i ludźmi. Konstytucya trzeciego Maja, powstanie Kościuszki i zupełna zagłada Polski następowały jedne po drugim. Przez lat dwadzieścia byliśmy niepewni swego istnienia. Przez lat dwadzieścia wojownicy nasi szli za orłami Francyi i lali krew na polu zwycięstw, oczekując ojczyzny z rąk tego, który rozdzielał korony, przed którym drżał świat cały. Od piramid aż do murów Moskwy padali na jego rozkaz, umierali w imię nadziei i sławy. Rzecz naturalna, że w takich czasach mało myślano o literaturze; nauki i sztuki są wytworem pokoju i szczęścia. Mnóstwo wojennych pieśni świadczy o zapasach owej doby;