Obiad odznaczał sięmnóstwem dań przyrządzonych z okazałością książęcą, obfitością drogiego wina, jakie napełniając szklanki wzbudzało wesołość, w której jeden tylko notaryusz rodziny d’Areynes’ów zdawał się nie brać
udziału.
Czuł dziwny rodzaj ciążącego smutku jakiego ukryć nie zdołał.
O dziesiątej, wszyscy opuścili jadalnię udając się do salonu, gdzie miało nastąpić odczytanie kontraktu, poprzedzającego o pięć dni uroczystość małżeństwa cywilnego i religijnego.
Wszyscy obecni zebrali się około stołu, na którym pomiędzy dwiema płonącemi lampami leżały pargaminowe arkusze kontraktu.
Notaryusz wziąwszy te arkusze, krząknął z lekka.
Zaległo głębokie milczenie.
Rozpoczął czytanie, trwające blizko dwadzieścia minut, po skończeniu którego, umaczał pióro w kałamarzu i podał je narzeczonej.
Róża ująwszy pióro drżącą ręką, nakreśliła we wskazanym miejscu przez notaryusza:
poczem podała pióro narzeczonemu, który bez wachania podpisał:
Zaledwie postawił ostatnią literę nazwiska otworzyły się drzwi salonu, a w tych drzwiach ukazał się ksiądz d’Areynes.
Był mocno bladym, chwiejąc, osłabionym.
Lucyan de Kernoël z Rajmundem Schloss podtrzymywali go, jeden z prawej drugi z lewej strony.