— Skończyliśmy już doktorze? pytał Lucyan de Kernoël.
— Nie! — odparł Giroux. — Wszak jeśli bardzo ważne okoliczności nie znaglają mnie do użycia pomocy lekarzy asystentów, nie powierzam kuracyi z oddziału odosobnionych nikomu. Jeżelim dziś przekroczył mój zwyczaj, to jedynie, ażeby ciebie wybrać do tej służby specyalnej i zastąpienia mnie podczas nieobecności.
Lucyan zadumał zmarszczywszy czołu.
Dla czego ta tajemnica?
Dla czego doktór Giroux wizytował sam oddział odosobnionych?
Potrzeba było coś ukrywać?
A może tu chodziło o samowolne uwięzienie osób krepujących pewne rodziny? Gdyby tak było, młodzieniec jednej godziny dłużej nie pozostałby w Zakładzie.
Infirmerka otworzyła drzwi korytarza, na który wychodziły drzwi całego szeregu cel położonych po obu jego stronach.
Wchodząc w korytarz, doktór Giroux wziął ze stołu księgę.
— Oto — rzekł — spis odosobnionych chorych i wizyt u nich doktora. Ta księga nie wychodzi ztąd, jak tylko do aptekarza, który z zapisywanych w niej recept przyrządza lekarstwa. Nikt czytać jej niepowinien.
Lucyan słuchał tych słów z niepokojem.
— Niech cię nie zadziwia ta ostrożność — mówił doktór Giroux. — Jest ona konieczną w interesie rodzin, jakie powierzyły mi opiekę po nad choremi. Te księgę kontrolują w razie potrzeby inspektorowie zdrowia. Zresztą przekonasz się, że tajemnica ta jest tylko pozorną. Gdybym mógł, zniósłbym to prawo z roku 1838.
— Wstrętne prawo! — zawołał Lucyan — prawo zbrodni-