Zbliżywszy się do pałacu, Lucyan ze zdumieniem spostrzegł, iż rolety były popodnoszone i okna otwarte.
Miałżeby Rollin powrócić wraz z córka?
Jeżeli jego nieobecność tak krótko trwała, to znaczy, że Blanka musi już być zdrową.
Zapominając o poleceniach księdza d’Areynes, aby przy tak oziębionych z Gilbertem stosunkach powstrzymał się od wizyt w pałacu, idąc za popędem uczucia zadzwonił.
Stary odźwierny udekorowany medalami otworzył mu drzwi i stanął na progu.
Na widok tej nieznanej sobie postaci Lucyan zatrzymał się zmieszany.
— Pan to wiec zastępujesz dawnego odźwiernego? — zapytał.
— Tak jest. Co pan sobie życzysz?
— Czy pan Rollin wrócił do Paryża?
— Powrócił, od czterech dni.
— Z córką?
— Tak panie.
— Jest w pałacu?
— Niema, go, wyszedł. Będzie nieobecnym do wieczora.
— A panna Blanka?
— Wyszła także.
— Z ojcem?
— Nie! Panna Rollin wyszła do kościoła św. Sulpicyusza.
Lucyan odszedł.
Blanka była w kościele, mógł więc z nią się widzieć i pomówić.
Zwrócił się w stronę świątyni.
W chwili, gdy wchodził we drzwi główne, gdzie już nie było teraz przenośnego kramiku Joanny Rivat, nabożenstwo się ukończyło i pobożni wychodzić zaczęli.