Wszak wszystko to jest prawdą i rzeczywiście jest pani dzieckiem, którego na podstawie wskazówek pana Juljana Servaize poszukują od dwóch miesięcy.
— Tak jest.
— Będę bardzo szczęśliwym, wracając panią rodzinie, odwożąc ją do jej ojca.
— I do matki?...-zawołała dziewczyna, składając ręce błagalnie.
— Tylko do ojca-odrzekł Grancey.
— Prawda — szepnęła Róża ze łzami w oczach. — Matka moja nie żyje, została zabitą, wiedziałam o tem, mimo to łudziłam się nadzieją.
— Matka pani żyje — odrzekł były kryminalista.
— Żyje? — zawołała Róża — jestześ tego pewnym?
— Niech pani nie cieszy się zawczasu.
— Dlaczego? Dla czego nie mam się cieszyć, kiedy matka ma żyje?!
— Dla tego, że jest obłąkaną.
— Obłąkaną! powtórzyła przerażona — jak mama Joanna.
— Oddawna!... Znaleziona na ulicy między trupami dnia 28 maja 1871 r. odesłaną była do szpitala, gdzie odszukał ją ojciec pani i dowiedział się, że uciekając wraz z panią z płonącego domu padła raniona na bruk i że jakiś przechodzeń uważając ją za zmarłą wziął panią z jej rąk i w ten sposób ocalił od śmierci. Później matka pani odzyskała zdrowie, lecz utraciła zmysły na zawsze.
— Biedna matka — odrzekła. Róża łkając. — Dla czego ojciec nie szukał mnie wtedy?
— Niech pani nieobwinia go niesprawiedliwie. On sterał życie swoje na bezustannych poszukiwaniach, ale nie