Nieznany wyjął z kieszeni notatkę i zapytał:
— Mąż pani nazywał się Paweł Rivat nieprawdaż i był stolarzem?
— Tak, panie.
— Został śmiertelnie ranny w bitwie pod Montretout, nieprawdaż?
— Prawda.
— I mieliście sąsiadkę, niejaką pannę Weronikę?
— Rzeczywiście. Była to bardzo dobra kobieta, wyświadczyła nam bardzo wiele dobrego.
— W ostatnim tygodniu panowania Kommuny powiłaś pani dwoje dzieci, dwie siostry bliźniaczki.
— Czy pan może przniósł mi wiadomość o moich dzieciach — zapytała wzruszona. Niech pan powie mi, czy one żyją, czy mogę zobaczyć je, uścisnąć. Błagam pana!
— Niech pani uspokoi się — odrzekł nieznajomy. — Przybywam z dobrą wiadomością, powinna jednak pani wysłuchać jej spokojnie. Powiedziałem już, że jestem wysłany przez człowieka umierającego, który był wielkim grzesznikiem, lecz dziś objawia żal szczery i pragnie przed śmiercią uwolnić swe sumienie od przytłaczającego je ciężaru. Niech więc pani wysłucha mnie ze spokojem!...
— Proszę, mów pan... jestem spokojna...
— Czy pani znała Serwacego Duplat?
Przeklęte to nazwisko, którego usłyszeć niespodziewała się, wywołało dreszcz na jej ciele.
— Czy znałam Serwacego Duplat — powtórzyła. — To on prześladował nas swoją nienawiścią. To on porwał moje dzieci!
— Zkąd pani wie o tem?
— Był świadek jego zbrodni. Ale Duplat nie żyje, więc tajemnicę swoją chyba powierzył osobie, która pana przysłała.