prèty kryminalista, który tak samo jak ty samowolnie opuścił miejsce zamieszkania. Więc cóż w tem złego. Zdarzyła mi się sposobność przybrania nazwiska innego, wie przybrałem je. Każdy na mojem miejscu, uczyniłby to samo. Przybrałem je, aby przebywać wśród uczciwych ludzi i nie sądzę, że jesteś tak głupim, aby wleźć na dach i krzyczeć, jak oszalały, że skazany na pięć lat robót za jakieś głupie bagatelne fałszerstwo był towarzyszem twojej niedoli w Nowej Kaledonii. Gaston Deprèty nie żyje. Jestem dzisiaj wicehrabia Jerzym de Grancey i nikt nie może zaprzeczyć mi tego nazwiska i tytułu z wyjątkiem ciebie i pana Rollina, który, dzięki temu wie już kim jestem.
— Ale i wy obaj nie uczynicie tego, a to z powodów bardzo ważnych. Tworzymy trójkę doskonale dobraną. Warciśmy siebie pod każdym względem, a wilcy przecież nie pożerają się wzajem.
Gilbert udał obrazonego.
— Proszę nieporównywać mnie z sobą — rzekł dumnie. — Nadużyłeś pan mego zaufania, oszukałeś mnie....
— Nie kłóćcie się napróżno — wmieszał się Duplat. — Ja najwięcej jestem oszukany i do tego okradziony. Deprèty sprzedał panu moje obligi. Zapłaciłeś mu pan, tak utrzymujesz, lecz pomówimy o tem później. Teraz pragnę wiedzieć jakim sposobem papiery te dostały się do rak pana wicehrabiego.
— Bardzo prostym — odrzekł Grancey. — Pomiętasz jak ranny leżałeś na sali, w której byłem infirmerem i pielegnowałem cię tak, jak rodzony syn nie pielęgnowałby ojca. Miałeś gorączkę, więc bredziłeś i skrzeczałeś jak sroka na płocie. Przysłuchiwałem się bo mówiłeś rzeczy bardzo ciekawe o jakiejś tajemnicy o szantażu, a najwięcej to o jakimś skarbie zakopanym pod drzewem owocowym w ogrodzie niejakiej Palmiry w Champigny. Gdy zostałem uwolniony, zapragnąłem dowiedzieć się, ile było prawdy w twych słowach. Zrobiłem wycieczkę do Champigny i znalazłem. Następnie zobaczyłem się z panem Rollini porozumiałem się z nim tak dobrze, że dziś już jesteśmy przyjaciółmi. On nie mógłby już obejść się bezemnie i jestem pewien, że przebaczy mi przywłaszczenie godności szlacheckiej tak jak i ty przebaczysz, że bez twego pozwolenia skorzystałem
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/664
Appearance
This page has not been proofread.