— Rzeczywiście — odparła Róża czuje się bardzo zmęczoną!
— Ja — mówił dalej włościanin jadę co prawda troche bliżej bo do Vitry, ale zawsze panna sobie choć trochę odpocznie. Ztamtąd do Paryża jakieś osiem kilometrów.
Kiedy pan tak poczciwie, życzliwie prosi — odrzekła Róża zdecydowana — dziękuję panu i przyjmuję pańską propozycye.
Usadowiwszy się przy nim, pojechała.
Była blizko piąta godzina, gdy włościanin przystanął na początku wioski, wskazując Róży dalszą drogę.
— O! widzi panienka — mówił pokazując drogę biczyskiem — trzeba iść prosto, jak ten krzyż, a za trzy kwadranse, godzinę najdalej przybędzie panna do Ivry, zkąd już będzie do Paryża bardzo blizko.
Podziękowawszy włościaninowi, Róża puściła się w dalszą drogę.
Pomimo, że nogi bolały ją mniej nieco, z wielkim trudem jednak doszła do Ivry.
Była wycieńczona, mimo to jednak zmuszała się i automatycznie ciągle szła naprzód. Chwiejąc się na nogach, co kilkanaście kroków Róża zmuszoną była zatrzymywać się dla nabrania oddechu.
Wreszcie na ciemnem dotychczas niebie, zjawiło się światło, podobne do zorzy północnej.
Było ono odbiciem tysiąca płomieni gazowych, które oświetlają Paryż nocą.
Róża, ciągle idąc przed siebie, przebyła fortyfikacye a następnie rogatki.
Sklepy były oświetlone, ulice pełne przechodniów, na chodnikach bawiły się dzieci.
Ten ruch, do którego nie przywykła, ożywił ją na razie, lubo i przeraził swym krzykiem.
Im bardziej zbliżała się do środka Paryza, tem więcej spotykała snujących się ludzi, tembardziej ogłuszał ją turkot powozów.
Nagle dojrzała przed sobą kilkanaście ulic, krzyżujących się w najrozmaitszych kierunkach.
Nie wiedząc, którą wybrać należy, zbliżyła się z zapytaniem do jednego z przechodniów:
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/651
Appearance
This page has not been proofread.