nie, a wobec tego zniknęła obawa co do zagrażającego z rana zapalenia błony mózgowej.
Wtedy to Gilbert niepotrzebując już odegrywać roli męża zaniepokojonego stanem zdrowia swej żony, wyjechał do Monte-Carlo, ażeby wyzyskać los sprzyjający mu teraz.
Pozostawał tam przez dwa tygodnie.
Szczęście na które rachował, nie zawiodło go tym razem Wrócił do Paryża przywożąc z wygranej dwieście tysięcy franków.
Sumę tę podzielił na dwie równe części.
Jedną zachował na swoje osobiste wydatki, z drugiej pozaspakajał najbardziej natarczywych wierzycieli, a tym sposobem ukoił chwilowo swe troski.
Gracze, żyją zazwyczaj złudzeniem.
Oszołomiony wygraną, mówił sobie, że los będzie dań pomyślnym niewyczerpanie i że zyskami z gry w karty będzie mógł spłacać zwolna wszystkie swe długi, zachowując nadal wyścigowe konie i Oktawję, do której przywiązał się bardziej niż kiedy.
Przepędzał teraz całe popołudnia, wieczory i noce przy stole gry, nie tylko w klubie, ale w pokątnych szulerniach, gdzie grywano na grube stawki w gry hazardowne.
Pani Rollin wracała szybko do zdrowia.
Używając zupełnego spokoju, ponieważ nie wspomniano przy niej wcale o jej mężu, podniosła się już z łóżka, i miała nadzieję wyjechać wkrótce wraz z córką do kościoła świętego Sulpicyusza, gdzie zwykle bywała na nabożeństwie.
Przez doktora Germain otrzymała wiadomości o księdzu d’Areynes.
Jeden z tych listów wielce ją ucieszył, powiadamiając o zwierzeniu uczynionem księdzu przez młodego Kernoëla. Uradowana tak jak jej kuzyn marzyła o szczęśliwej przyszłości oczekującej jej córkę.