Ale cię błagam nie martw się „mamo Joanno“. Bóg jest miłosiernym, a ty tak wiele cierpiałaś. Ulituje się więc nad tobą i pozwoli ci zakosztować jeszcze trochę szczęścia!
Joanna westchnęła.
— Ach! — wyszepnęła — wszechmocność Boska nie zdoła mi już powrócić mego ukochanego męża! — i przytuliła do serca młoda infirmerkę.
W ciągu dnia napisała dwa listy, w jakich pokładała nadziei.
Jeden z nich nosił adres:
wikary z parafii świętego Ambrożego.
Drugi zaś adresowanym był:
ulica Saint-Loup.
Róża poszła osobiście na pocztę oddać te dwa listy.
Niepozostawało teraz nic więcej, jak oczekiwać cierpliwie na obie odpowiedzi.
Młode to gdziewczę, ażeby skrócić to oczekiwanie, postanowiło zabawiać i rozweselać o ile się da rekonwalescentkę, ażeby odrywać ją od czarnych myśli, w jakie tak się zagłębiać lubiła.
Siadłszy obok Joanny, czytywała głośno jej książki, wybrane z bibljoteki Przytułku.