Wszelka wątpliwość w umyśle Duplat’a zniknęła. Jego to wyraźnie wzywano.
Zbliżył się ku drzwiom pokoju, otworzył je cicho, a wyszedłszy do sieni, spojrzał przez szparę pode drzwiami do których stukano. Pomiędzy gruntem a drzwiami dostrzegł dwie nogi obute w buty z grubej skóry, na które spadały nogawice pantalonów z błękitnego płótna.
Duclot dosłyszał szmer przy drzwiach.
— Jest tam ktoś! — szepnął do Boulard’a i znowu zawołał!
— Panie Servaize! otwieraj pan, otwieraj prędko. Rzecz bardzo ważna i pilna!
— To nie jest głos Merlina? — mówił sobie Duplat — ale może on kogoś do mnie przyseła?
Drżenie wstrząsnęło łotrem od stóp do głowy. Niepewność ta była tak straszną dla niego, że zdecydował się odpowiedzieć i zawołał:
— Kto jesteś? czego żądasz?
Było to najwyższą nieroztropnością z jego strony.
— Przybywam ze strony jednego z twoich przyjaciół! — rzekł Duclot.
— Od Merlina? — zapytał nieprzezornie Duplat.
Policyant w biegu pochwycił słowo, którego właśnie było mu potrzeba.
— Od Merlina! — odrzekł — otwieraj pan prędko. Chodzi o rzecz nader ważną dla ciebie. Muszę z tobą mówić natychmiast!
Obawa i niepewność Duplat’a, zwiększały się z każdą chwilą.
— Proszę zaczekać! — odrzekł — wezmę klucz i otworzę.
Wszedł do pokoju.
— Baczność! — wyszepnął Duclot do Boulard’a. — Skoro otworzy, rzuć się na niego i wymierz kułak „ojca Franciszka“. A gdyby nam się wymknąć usiłował, dalej do rewolwerów... choćby mu przyszło utrącić jedną łapę, tem lepiej! Nie będzie uciekał.
Boulard wyjął z kieszeni sznur jedwabny zakończony sprzączką, na jednym końcu tegoż uwiązał węzeł ruchomy, tworząc tym sposobem ze sznura prawdziwie amerykańskie „lasso“.
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/315
Appearance
This page has not been proofread.