Jednego tylko można się było obawiać, czy nie wpadł w ręce wojsk regularnych, bo wtedy zostałby rozstrzelanym na miejscu. To jednak przypuszczenie nie było prawdopodobnem.
— Nie!... nie!... — powtarzał mąż Henryki — on żyje, ale gdzie, gdzie go szukać?
Przy świetle małej lampki oświetlającej jego obecne w piwnicy schronienie, spojrzał na zegarek. Dziesięć minut do ósmej brakowało.
— Pójdę! — rzekł — pójść muszę!
Zbliżył się do łóżka Henryki.
Gorączka się wzmagała, a z nią i bezprzytomność chorej.
Podszedłszy ku lampce, na wierzchołku której gotowały się ziółka w małym imbryczku, nalał połowę filiżanki tego płynu, a ująwszy w pół chorą i uniosłszy ją lekko, przybliżył do jej ust filiżankę.
Henryka wypiła chciwie napój do ostatniej kropli, poczem osłabiona padła na poduszki.
— Dalej! wymruknął Gilbert, powstając trzeba wszystko stawić na kartę! Bądź co bądź udać się to musi!
Wziął kawałek świecy, a zapaliwszy je, wyszedł dla przyświecenia sobie.
Znalazłszy się po za piwnicą, zamknął drzwi na klucz, schowawszy go do kieszeni, przebiegł szybko schody i wszedł do przysionka domu, którego drzwi były jak szeroko otwarte.
Przed temi drzwiami leżało jakieś nieruchome zakrwawione ciało, tamując mu przejście. Pochylił się po nad tym trupem, w którym poznał odźwiernego domu.
Nieszczęliwy ten przypłacił życiem swoją ciekawość. W chwili, gdy wyjrzał na zewnątrz, wybuch granatu rozerwał mu piersi.
Rollin, zgasiwszy świecę, postawił ją w kącie korytarza, a przeskoczywszy trupa, wybiegł na ulice.
Pomimo zapadłej nocy, działa huczeć nie przestawały. Słychać było zdala wystrzały ręcznej broni, zbliżające się z każdą chwilą.
Ulica Servan była opustoszałą i pogrążoną w ciemności.
Gilbert, przymknąwszy bramę domu pobiegł ku Chemin-Vert. Na rogu tej ulicy spotkał bandę kommunistów, dźwi-
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/205
Appearance
This page has not been proofread.