Jump to content

Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/176

From Wikisource
This page has not been proofread.

 Żadne ogrodzenie nie wzbraniało wejścia do budynku. To, które niegdyś istniało, zostało zniszczone podczas oblężenia.
 Duplat znając dobrze wejście do tego domu, prowadził Merlin’a, wziąwszy go pod rękę i tak oba szli na dół schodami do piwnicy, macając w ciemności.
 Poniżej schodów, potknęli się o kupę złożonych tu gruzów.
 — Stój! — zawołał Duplat, jesteśmy w miejscu; są i fotele, siadajmy!
 Merlin siadł na kamieniach nazwanych przez jego towarzysza pompatycznie, „fotelami“.
 Obu przybyłych, otaczała ciemność głęboka. Żaden szmer nie mięszał tu grobowego milczenia. Siedząc obok siebie, dotykali się prawie nawzajem, nie widząc się jednak.
 Korzystając z owych ciemności, Merlin, sięgnął do kieszeni, a wydobywszy z niej długi nóż Kataloński, otworzył go cicho i trzymał w lewej ręce.
 — No! teraz mów! rzekł Duplat.
 — Posłuchaj-zaczął Merli — a nie brykaj, jak znarowiony, osioł na to co powiem, lecz naśladując mnie, załóż potrójną kłódkę na usta.
 — Rzeczywiście więc jest to coś tak bardzo tajemniczego? — pytał były sierżant.
 — Ma się rozumieć! obywatelu kapitanie!
 — Raz... dwa!... słucham więc!
 Merlin zadumał przez kilka sekund, jak gdyby zbierając myśli, a potem:
 — Otóż takie są rzeczy... wyszepnął. Przybywam z Wersalu.
 — Nie dziwi mnie to bynajmniej przerwał Duplat.-Ponieważ wiem dobrze, iż dwa lub trzy razy w tygodniu zachodzisz tam przebrany za wieśniaka, ażeby wywąchać co się dzieje u reakcyonistów i zdać następnie o tem zaport centralnemu komitetowi Kommuny.
 — To poświęcenie! wielkie poświęcenie z mej strony! rzekł Merlin.
 — Wierzę temu i mówię wraz z tobą, że czynisz to z poświęcenia dla sprawy. Zresztą, znają cię dobrze! Jesteś odważnym, wytrwałym, a bardziej przebiegłym i chytrym