Nie dziwna!... wszakże on lepiej znał tego nicponia, niż ktokolwiek bądź inny, wiedział co był wart ów błazen, z którym wespół popełnił kradzież pieniędzy z kasy swojego oddziału. Znał obok tego dziką nienawiść Duplat’a do księży, słyszał o postrachu jaki rozsiewał bandyta w całym okręgu, odkąd zajął to wyższe stanowisko. Owóż obecność jego w mieszkaniu i to w chwili, gdy się tam znajdował ksiądz d’Areynes, przedstawiała w rzeczy samej groźne następstwo. Gdyby się bowiem oba z sobą spotkali, coby nastąpiło?
— Można wejść? pytał obecny kapitan Kommunistów, popychając nogą drzwi na wpół otwarte.
— Ale bo widzisz... ja jestem mocno zajęty — wymruknął Rollin.
— Zajęty? ba! ba! Nie pleć głupstw do djabła! Zresztą, mam tylko kilka słów do powiedzenia, a upewniam, że to rzecz ważna!
Niepozwolić wejść przybyłemu, zostawić go na wschodach, byłoby to tyle, co obudzić w nim podejrzenie. Należałoby się tłumaczyć w takim razie, a kto wie czyliby ów nędznik nie popadł natenczas w wściekłość, jak to było jego zwyczajem, gdy rzeczy nie szły według jego woli. Wszcząłby wtedy hałas, a ten sprowadził by z drugiego pokoju księdza d’Areynes.
— Wejdź! — odpowiedział więc Gilbert, dozwalając przejść Serwacemu, poczem zamknął drzwi za nim.
Duplat, doskonale zauważył widoczne wahanie się swego dawnego dowódzcy i jego niechęć w przyjęciu siebie. Rzucił badawczym wrokiem w około.
— Niema twej żony?-zapytał.
— Jest w swoim pokoju.
— Wydała malca na świat?
— Nie jeszcze, ale to wkrótce nastąpi.
— Pomówiemy więc z sobą, choć jestem przekonany, że ta rozmowa nie sprawi ci przyjemności, mój eks-kolego!
— Mówiłem ci, że jestem bardzo zajętym.
— Słyszałem! i będę się starał mówić po dwa słowa na raz. A zatem...
Tu usiadł na krześle wierzchem, jak na koniu, naprzeciw stojącego przed sobą Gilberta, wstrząsanego obawą, by
Page:PL X de Montépin Żebraczka z pod kościoła Świętego Sulpicjusza.djvu/157
Appearance
This page has not been proofread.