nie żadnej przyczyny, absolutnie żadnej przyczyny — — —
Roześmiała się.
— Pani milczy — pani Alu — jak to dobrze. Jaka pani miła. Pani rozumie, czuje wszystko tym swoim malutkim łebkiem. — Ja jestem strasznie nieszczęśliwa — i pani się nie dziwi i nie żałuje — i nie będzie pani nikomu opowiadała. Pani nigdy nie myślała, że przyczyna tego nieszczęścia jest mąż stary — prawda? Pani rozumie, że co komu może szkodzić stary mąż? No — czyż to nie wszystko jedno, czy mój mąż jest żywy czy umarły, czy jest człowiekiem czy sosną, czy wydzielony jest z przestrzeni pomarszczoną skórą, czy korą, czy sierścią, czy safjanem? Cóż mnie to może obchodzić — niech pani tylko sama pomyśli... Ja jestem nieszczęśliwa — bo tam jest cała nieskończoność poza mężem siwym, książkami, nauką, tryumfami. Gdyby pani miała pojęcie, jak mi to wszystko jedno — nie, nie — jak ja strasznie tego wszystkiego nienawidzę! Dla niego przecież tylko — wszystko dla niego. Przez lata całe patrzyłam w małe szkło mikroskopu — jedno małe okrągłe szkiełko — bo myślałam, że tam gdzieś, daleko, w dawnej ziemi obiecanej, w dziwnym, mroźnym kraju moich dum — dojdzie go wieść — moc zdobyta odzew w nim obudzi... Ale nic — nic —
...Całe życie zamykania powiek, by nie patrzeć, — całe życie lęku, by nie zepsuć tamtego jednym ruchem niezręcznym. I ten ruch wiecznie hamo-