Dziś spotkałam na ulicy panią Obojańską. Ubiera się tak efektownie, że zwraca uwagę przechodniów, co mi się nie podoba. Ponieważ znamy się bardzo mało, ledwie zamieniłyśmy ze sobą parę konwencjonalnych słów, — więc ukłoniłam się jej tylko. Ona jednak podeszła do mnie.
— Witam panią — rzekła, podając mi rękę i patrząc na mnie swemi poważnemi, surowemi niemal oczami złotego koloru. — Niech pani to nie dziwi, że panią zaczepiam, chociaż tak mało się znamy. Podobała mi się pani bardzo — i z urody i z tego, co mi o pani opowiedziała Sępowska. A tak lubię poznawać nowe, ciekawe kobiety.
Wszystko mówiła bez uśmiechu; głosem pewnym i chłodnym.
— Zdziwienie moje byłoby bardzo miłe — rzekłam etykietalnie. — Ale tak rada jestem wyróżnieniu pani, że dziwić się nie miałam czasu. Jeżeli pani życzy sobie zapoznać się ze mną, to może odrazu złoży mi wizytę. Moje mieszkanie jest bardzo blizko. Obecnie, z powodu wyjazdu męża, jestem nieco osamotniona — i uprzejmość pani jest mi tym milsza.
Zrozumiała z tonu mych słów, że nie zbliżymy